ARCHITEKTURA
Ciepło podbiegunowej rezydencji
Fot. Sigurgeir Sigurjónsson
Gdy Baltasar i Lilja mają już dość pracy nad kolejnym filmem, uciekają z Reykjaviku jeszcze dalej na północ... w pobliże koła podbiegunowego. Tam, w sąsiedztwie zatoki Skagafjördur, zbudowali swój nowy dom. Sanktuarium bezpieczeństwa i ekologii.
„101 Reykjavik”, „Bagno”, „Kontrabanda” – tytuły te nie są obce koneserom niezależnego kina. To dzieła Baltasara Kormákura, który seryjnie zdobywa najwyższe islandzkie nagrody filmowe. W twórczej pracy pomaga mu żona, Lilja Pálmadóttir. Przed kilku laty właśnie ona na nowo odkryła przepiękny zakątek na północy Islandii, gdzie kiedyś mieszkali jej dziadkowie. Obok zabudowań starej farmy postanowiła wznieść wiejską rezydencję dla siebie, męża i dwóch synów.
Na przekór ekstremom
Zaprojektowania domu, położonego na obszernej, ponad 50-hektarowej posesji, podjął się duet architektów z pracowni Studio Granda: Margrét Hardardóttir i Steve Christer. Wspólnie z inwestorami podjęli oni decyzję, że rezydencja będzie odsunięta od istniejących budynków na działce, aby z jej okien jak najlepiej objąć zapierającą dech w piersiach panoramę – na wzgórza i wybrzeże zatoki.
– Projektowaliśmy w ścisłym porozumieniu z inwestorami, szczególnie z Lilją. Żadna decyzja nie została podjęta bez intensywnej dyskusji. Wszystko po to, aby stworzyć wygodny dom dla całej rodziny, mimo że położony jest on w oddalonym, charakteryzującym się ekstremalnymi warunkami pogodowymi miejscu – tłumaczą architekci.
Darniowy dach
Dom wyrasta prostą fasadą, zbudowaną z surowych, drewnianych desek i betonu. Ściany, choć solidne – nie mogą bowiem ustąpić chłodowi i naporowi wiatru, łagodnie wznoszą się z zielonej podczas krótkiego lata łąki. Nie zakłócają majestatycznego spokoju krajobrazu okolicy.
Prace konstrukcyjne prowadzone były precyzyjnie i planowo: trawa, która rosła wcześniej na miejscu budowy, znalazła nową glebę. Na dachu rezydencji. W ten sposób architekci złożyli hołd tradycyjnemu budownictwu islandzkiemu. Domy w tym kraju opasane były darnią, która zimą zapewniała doskonałą izolację, lepszą niż samo drewno lub kamień. Ożywała zaś zielenią podczas cieplejszych miesięcy. Zupełnie jak dach rezydencji filmowców.
Dar natury
Podczas prac budowlanych nie obeszło się bez niespodzianek. Miłych. Wykonywanie fundamentów ujawniło ukryte pod warstwą ziemi złoże bazaltu kolumnowego. Architekci skrzętnie wykorzystali naturalny prezent: postanowili ozdobić kamieniem podłogi w domu. Po wypolerowaniu bazalt nadał się także na blat w kuchni. Nic nie mogło się zmarnować. Drewno ze starych słupów telegraficznych, które niegdyś były jedyną gwarancją łączności farmy ze światem, posłużyły do wykonania zasłony okien głównej łazienki. Przed słońcem i wzrokiem ciekawskich gości.
Beton, kamień i drewno
Bryła parterowego domu o powierzchni trzystu metrów składa się trzech głównych, połączonych ze sobą prostokątów. Dwa z nich, centralny i północny, zajęła strefa dzienna z salonem, jadalnią i kuchnią, od której odchodzi mały aneks spiżarniany. W południowej części ulokowano cztery pokoje sypialniane oraz trzy łazienki. We wnętrzach króluje powściągliwa aranżacja i prostota, podkreślona surowością betonu ścian. Zabezpieczone olejem drewno dębowe belek sufitowych, drzwi i okien, ociepla wizerunek pomieszczeń. Ciemny bazalt, uformowany w sześciokąty, pokrył nawierzchnie podłóg części dziennej. Dla jasnego marmuru znalazło się miejsce w kuchni i łazienkach. Wyraża on tęsknotę za bardziej przyjaznymi szerokościami geograficznymi... Ale białe płytki i kontrastujące z nimi bazaltowe półki w spiżarni przypominają o konieczności gromadzenia żywności na srogie islandzkie zimy...
Konie kłusują
Bogate zdobienia i luksusowe meble nie pasują do stylu ekologicznego. Wyposażenie islandzkiej rezydencji jest skromne, choć w salonie przy komiku z szarego kamienia nie zabrakło wygodnych, skórzanych foteli. Betonowe ściany wnętrz strefy dziennej udekorowane są pojedynczymi dziełami sztuki: intrygującym obrazem w salonie nad fortepianem, grafiką z poematem opisującym walory ulubionego konia pradziadka właścicielki. Ona sama jest także miłośniczką tych zwierząt orazich treserką. Ma około pięćdziesiątkę podopiecznych, z którymi studiuje skomplikowane układy kroków – szuka ta na pewno przydaje się na planie filmowym...
Autor: Karol Usakiewicz, fot.: Sigurgeir Sigurjónsson