ARCHITEKTURA
Rezydencja minimalistyczna
Zasada „im mniej, tym lepiej” sprawdza się tu idealnie. Po latach biegania po schodach i korzystania ze wspólnej łazienki, właściciele podwarszawskiej rezydencji powiedzieli „dość”. Koniec ze zbędnymi ozdobami, nieużytecznymi bibelotami. Chcieli wreszcie poznać smak architektonicznego minimalizmu.
Właściciele domu pod Warszawą szukali przestrzeni uporządkowanej, z prostymi, ascetycznymi formami, pozbawionej zbędnych dekorów, a jednocześnie – poprzez zastosowanie w rozsądnej ilości dodatków – ciepłej i przyjaznej. Chłód kamienia, szkła i stali ocieplono tu kolorem drewna lub rozproszono światłem. Agresywną czerwień schowano przed spojrzeniami ciekawskich w prywatnej części domu. Charakterystyczne dla wnętrz ascetycznych, kąty proste i geometryczne formy sprzętów, straciły swą surowość w otoczeniu obrazów. A przedmioty codziennego użytku trafiły tam, gdzie ich miejsce. Nie muszą przecież stać na widoku.
Tego nie chcemy i tego też nie...
Podstawowym założeniem w projektowaniu formy architektonicznej rezydencji było stworzenie domu, który, poprzez swoją oszczędną kompozycję, umożliwi właścicielom komfortowe użytkowanie i wypoczynek.
— Właściciele są ludźmi młodymi duchem, zaangażowani zawodowo i pełni energii. Wychowali już dzieci i pragnęli zamieszkać w miejscu, które będzie sprzyjało relaksowi, stworzonym tylko dla nich — mówi projektantka Agnieszka Komorowska-Różycka z warszawskiej pracowni projektowania wnętrz Nasciturus Design.
Inwestorzy chcieli zamieszkać w cichej okolicy, z dala od zgiełku zatłoczonego miasta.
— Marzyliśmy o przestrzeni, o miejscu wyjątkowym, dlatego poszukiwania odpowiedniej działki trwały trzy lata. Pośredniczka śmiała się niekiedy z mojego męża, mówiąc: pan wciąż szuka swoich sosen, a ich jak nie było, tak nie ma. Udało nam się jednak znaleźć idealną działkę... No i są na niej nasze sosny — cieszy się pani Jolanta, właścicielka rezydencji.
W duecie raźniej
Do zaprojektowania rezydencji zostały zaproszone dwie pracownie. Jedna odpowiedzialna była za opracowanie koncepcji bryły budynku, druga za aranżację wnętrza.
— Równoległe projektowanie to idealne rozwiązanie. W ten sposób unika się wielu nieporozumień i niepotrzebnych prac — zauważa pani Jolanta. — Zanim powstał projekt odbyliśmy wiele rozmów. Projektantki chciały poznać nasze oczekiwania, gusta, dowiedzieć się, co nam się podoba, a jakie formy nie będą przez nas akceptowane.
Właściciele nie lubią przepychu, bez sentymentu zrezygnowali z niepotrzebnych dekoracji, które mogłyby zburzyć harmonię mającej powstać przestrzeni.
— Z nadmiarem ozdób miałam do czynienia w poprzednim domu. Potrzebowałam więc odmiany, czegoś, co będzie czyste i wyraziste. Chcieliśmy też uniknąć domu stylizowanego na dworek, z kolumnami, szprosami, wykuszami. Marzyła nam się rezydencja nowoczesna, o modernistycznej bryle i minimalistycznym wnętrzu — dodaje gospodyni.
Jak hartowały się pomysły
Niektóre przedstawiane przez projektantów rozwiązania były akceptowane od razu, przy innych pojawiały się wątpliwości. Wówczas odbywała się narada i burza mózgów. Dopóki nie osiągnięto kompromisu, nie wstawano od stołu.
— Najgorsze były momenty, kiedy musiałam dokonać wyboru i nie mogłam poradzić się projektantek. Bez ich akceptacji wpadałam w popłoch, ale z czasem nabierałam pewności, że moje wybory są słuszne. Przyznaję jednak, że mąż jest ode mnie bardziej wytrzymały — wspomina ze śmiechem inwestorka.
Prosto i wygodnie
W nowo powstałej rezydencji, zgodnie z sugestią właścicieli, obyło się bez piwnicy i nielubianych wąskich schodów.
Aby zapewnić maksymalną funkcjonalność, wnętrze domu zostało podzielone na kilka stref. Na parterze usytuowano część dzienną, na piętrze zaś prywatną, do której dostęp mają tylko domownicy i zaproszeni goście.
— Wnętrza są jasne, przestronne, a ich minimalistyczny chłód ocieplają pogodne barwy orzecha — mówi projektantka.
Trochę zimna, trochę ciepła
Hol z korytarzem dzielą przestrzeń parteru na część ogólnodostępną – z salonem, jadalnią i kuchnią oraz strefę gościnną. W obszernym holu uwagę przyciąga ściana wyłożona surowym trawertynem o matowej powierzchni – ulubionym kamieniem pani domu, który znalazł zastosowanie jako element kompozycyjny także w innych pomieszczeniach, m.in. w salonie i łazience. Korytarz zdobią wykonane na zamówienie lampy, umieszczone w drewnianych kasetonach. Na suficie usytuowano panel świetlny.
Chłodną biel ścian i mebli w salonie przełamały obrazy oraz oświetlenie – wbudowane w sufitowe szczeliny wzdłuż krawędzi ścian. Ocieplającym kontrapunktem dla dominującego minimalizmu stał się kominek.
Proste w formie komody – jedna usytuowana bezpośrednio za kanapą w salonie, druga w pobliżu stołu w jadalni – dzielą przestrzeń na strefy wypoczynkową i gościnną.
— Komoda w jadalni pełni przy okazji funkcję bufetu. Można w niej przechowywać serwety czy obrusy, ale też wykorzystać jako pomocniczy stolik na potrawy. Granicę jadalni umownie wyznacza kolejna komoda, która akcentuje równocześnie drogę do kuchni. Poprzez wbudowanie mebla w ścianę, stał się on lekki, jakby unosił się w powietrzu — mówi Agnieszka Komorowska-Różycka.
Kliniczną biel ścian w jadalni rozbiły ciepłe barwy mebli i powtórzenie opraw oświetleniowych dekorujących salon – lamp projektu Vernera Pantona.
Stół z widokiem na ogród
Kuchnia, na przekór obowiązującym trendom, to strefa zamknięta. Aby przełamać stalowy chłód sprzętów AGD, zastosowano tu orzechowy fornir zabudowy, w której zrezygnowano z tradycyjnych uchwytów. Przedłużeniem „drewnianej” ściany – którą, zgodnie z życzeniem pani domu, zdobi ekran telewizora – stał się duży stół z „widokiem na ogród”. Przy nim gospodarze w sobotnie popołudnia spędzają czas z dziećmi i wnukami. W pobliżu kuchni ulokowano również spiżarnię i pomocniczy bufet.
Na parterze, oprócz salonu i jadalni, znajduje się również pokój gościnny z łazienką.
— Prowadzimy bogate życie towarzyskie i w tej chwili dodatkowy pokój służy gościom, ale powstał on z myślą o przyszłości. Być może za jakiś czas zamieszka z nami mój tato — wyjaśnia pani Jolanta.
Gościnna sypialnia nawiązuje stylistycznie do salonu i kuchni. Wnętrze ocieplono drewnianą podłogą i kilkoma dekoracyjnymi elementami. Klimat wnętrza tworzą, zachęcające do odpoczynku, głębokie fotele z kanapą oraz lampka ustawiona na stoliku.
Pobudzająca czerwień
Na piętro prowadzą drewniane schody otoczone balustradą z hartowanego szkła i stali nierdzewnej. Jej nieco chmurną płaszczyznę rozświetlają promienie słoneczne, wpadające tu ukradkiem przez umieszczone na półpiętrze okno.
Przy projektowaniu pomieszczeń na piętrze wzięto pod uwagę doświadczenia wyniesione z poprzedniego miejsca zamieszkania.
— Wstajemy z mężem o różnych porach. W dawnym domu łazienka umiejscowiona była w pobliżu sypialni i osoba, która z niej korzystała rankiem, zawsze budziła tę drugą. Postanowiliśmy więc, że będziemy mieć oddzielne łazienki, usytuowane z dala od sypialni, w głębi korytarza — uśmiecha się inwestorka.
Okazało się, że rozwiązanie to doskonale sprawdziło się w praktyce.
— Aby w jakiś sposób zaakcentować odmienność pierwiastka damskiego i męskiego, w łazience pana domu zdecydowaliśmy o zastosowaniu czerwieni, barwy dynamiczniej, pobudzającej do działania, szczególnie w pochmurne poranki — dodaje projektantka.
Gospodyni z kolei wybrała klasyczne rozwiązania, stawiając na wyciszające i łagodne barwy ziemi. Oczywiście, w przestrzeni tej nie mogło zabraknąć trawertynu, który idealnie skomponował się z drewnem teakowym. Wnętrze łazienki uzupełnia gustowna komoda ustawiona pod lustrem.
— Aby nadać jej lekkości, dolna krawędź mebla została obudowana lustrem. Dzięki temu uzyskaliśmy wrażenie, że komoda unosi się, a nie przytłacza wnętrze — wyjaśnia Agnieszka Komorowska-Różycka
Ważna rekreacja
Gospodarze zdecydowali się również na osobne garderoby. Umiejscowiono je w pobliżu sypialni, zaś ich granice wyznaczyły tafle zmatowionego szkła. Chłód wnętrza, tak jak w pozostałych pomieszczeniach, przełamały drewniane elementy – orzechowa podłoga oraz oryginalna konstrukcja, łącząca w sobie łóżko, szafkę i część sufitu, utrzymana w kolorze wengé.
Na piętrze zlokalizowano również strefę rekreacyjną, w której zaaranżowano bibliotekę z pokaźnym księgozbiorem i miejsce do podejmowania gości – z barkiem i niewielką częścią kuchenną. W drugiej części strefy rekreacyjnej w przyszłości powstanie pokój bilardowy. Całość uzupełnia profesjonalna sala telewizyjna.
Gdyby nie drogi...
Nowoczesną rezydencję pod Warszawą otacza zadbany trawnik z przecinającymi jego płaszczyznę liniami strzelistych sosen. To część oficjalna ogrodu, podkreślająca wyważony charakter modernistycznej bryły. Zaraz obok dostrzeżemy dziką naturę, która otaczając warszawską posesję, sprawia wrażenie jakby uparcie broniła do niej dostępu.
— Lubię oba ogrody, ten cywilizowany i ten dziki, z lasem i ściółką. Latem jest tu po prostu pięknie. Nieco gorzej jest zimą, kiedy drogi są nieprzejezdne, ale to miejsce jest tak urocze, że rekompensuje wszelkie niedogodności — zachwyca się pani domu.
Autor: Wojciech Buszko, fot. i stylizacja Monika Filipiuk