ARCHITEKTURA
Urok drewnianej rezydencji
Fot. Tomasz Markowski
Kształt tej drewnianej rezydencji z bali nawiązuje do stylu dworkowego. We wnętrzu uwagę zwracają ściany z surowych cegieł.
Są na świecie miejsca, które emanują pozytywnymi wibracjami i dobrą energią. Ten piękny drewniany dom wypełnił swoje najważniejsze zadanie – stał się urzeczywistnieniem najgłębszych pragnień i tęsknot. Teraz czeka na to, aby znów dać schronienie czyimś marzeniom...
Zmęczona tempem życia w dużym mieście i znudzona jego szarą codziennością, poczuła nieodpartą potrzebę zmiany rytmu i nabrania dystansu nie tylko do świata, ale również do siebie. Wsłuchując się w ciche, choć coraz bardziej natrętne głosy swoich wewnętrznych potrzeb pani Katarzyna trafiła na Podlasie. Niespodziewanie odkryła, że jest w miejscu, którego poszukiwała niemal od zawsze. Postanowiła, że już tu zostanie...
— Urodziłam się w tych okolicach. Wydaje mi się, że przywiódł mnie pewien sentyment. Kiedy po raz pierwszy tu trafiłam, poczułam przede wszystkim spokój. Spokój, którego tak bardzo brakowało mi w mieście. Ponieważ byłam w takim momencie mojego życia, że mogłam pozwolić sobie na zmianę, skorzystałam z szansy spełnienia swoich marzeń — opowiada właścicielka rezydencji.
Pierwiastek ludzki
Panią Katarzynę zauroczyło nie tylko samo miejsce, ale też osoby, które poznała. Spotkani na Podlasiu ludzie, jak twierdzi, charakteryzują się zupełnie innym rodzajem otwartości, niż ta, którą prezentują jej znajomi z miejskich metropolii. Z tego też powodu, pełna potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem, poczuła się tu jak u siebie. Nadszedł zatem odpowiedni czas, aby zrealizować zrodzoną w głowie koncepcję własnego miejsca na ziemi.
— Dom długo powstawał w mojej wyobraźni. Nie miałam jeszcze wypatrzonej działki, ani projektu budynku, nie znałam rozkładu ścian i układu pomieszczeń, a już kupowałam i gromadziłam do nich żyrandole, lustra i meble. Realizowałam plan w odwrotnej kolejności, niż się to zazwyczaj dzieje. Oczywiście, potem okazało się, że moja koncepcja uległa pewnym modyfikacjom, ale ogólny klimat i sposób funkcjonowania tego domu jest zgodny z moim pierwotnym wyobrażeniem — wspomina pani Katarzyna.
Goście z lasu
Inwestorce bardzo zależało na tym, aby bryła budynku nawiązywała do tradycji regionu i naturalnie wpisała się w zastane miejsce. Chciała też mieć poczucie harmonii między sobą a otoczeniem.
— To, jak wygląda dom, w pewien sposób wymusza charakter, położonej w okolicach Białegostoku działki. Dużym dysonansem byłoby dla mnie budowanie modernistycznej konstrukcji na skraju lasu, w tak sielskim otoczeniu, gdzie do ogrodzenia przychodzą sarny. Nie jestem fanką nowoczesnej architektury. Uważam, że tak jak w babskiej szafie ponadczasowa elegancja obroni się zawsze, tak samo tradycja, która przetrwała wiele lat, oprze się przemijającej modzie.
Obudzone inspiracje
Tradycyjną formę rezydencji podkreśla rzeźba strefy wejściowej, ukryta pod podcieniem, wspartym na ramionach masywnych filarów. Sielskiego charakteru dodają również wole oka zerkające zalotnie z dachu, pokrytego oryginalną XIX-wieczną dachówką. Przytulną atmosferę zapewniają też nowoczesne technologie – gruba warstwa ocieplenia, piec na olej opałowy, ogrzewanie podłogowe w miejscach, gdzie podłogi nie pokrywa deska dębowa oraz dekoracyjne formy grzejników, idealnie wpisujące się w aranżację przestrzeni. Kiedy prace były skończone, inwestorka usłyszała piękną historię rodzinną, która mogłaby wyjaśniać jej ogromny zapał i podświadomą potrzebę realizacji projektu, utrzymanego w takim, a nie innym stylu.
— Ku ogromnemu zaskoczeniu, dowiedziałam się od taty, że udało mi się dość wiernie odtworzyć dworek, należący niegdyś do brata mojego dziadka. Choć dziś zostały po nim tylko fundamenty, podejrzewam, że moje marzenie zrodziło się właśnie z tej nieuświadomionej tęsknoty i potrzeby powrotu do korzeni — uśmiecha się właścicielka posiadłości.
Surowe lico
Drewniany dom, z racji specyfiki materiału, rządzi się swoimi prawami, nierzadko zmuszając do kompromisów projektowych. Inwestorka postanowiła zatem połączyć ten szlachetny budulec z surową cegłą, do której zawsze czuła olbrzymi sentyment. Jej pomysł, aby w dworku wybudowanym z bali modrzewiowych zastosować murowane ściany, wywołał wiele kontrowersji wśród rodziny, przyjaciół i wykonawców. Efekt okazał się jednak wart uporu i do dziś zachwyca wszystkich gości.
— Drewno ma ograniczone możliwości nośne, a chciałam uniknąć zbyt wielu słupów konstrukcyjnych w środku pomieszczeń. Udało się jednak zorganizować na parterze kuchnię otwartą na przestronny salon z częścią jadalnianą. Przestrzeń ta wypełniona jest naturalnym światłem filtrowanym przez obszerne przeszklenia okienne — mówi gospodyni.
Koncepcja dworkowej formy, do której silnie przekonana była pani Katarzyna, narzuciła pewne ograniczenia. Tradycyjny polski dwór był rozłożystą bryłą, pozbawioną podpiwniczenia, zatem w tym domu również go nie ma. Aby zachować prostą linię i symetryczną formę budynku, inwestorka zrezygnowała też z wygodnego, zintegrowanego z domem garażu. Miejsce dla samochodu zorganizowano w oddzielnym budynku, na poddaszu którego znajduje się eleganckie, komfortowe mieszkanie.
Dobra regionalne
Nie jest zapewne zaskoczeniem, że przy budowie domu i aranżacji wnętrz, pracowali ludzie z okolic. Pani Katarzyna, urzeczona kunsztem ich rzemiosła, podkreśla:
— Poznałam wytrawnych artystów, ale zyskałam również wielu serdecznych przyjaciół. Znajomość z nimi to duży powód do dumy.
Jednym z nich jest pan Mirosław Ziembicki, właściciel zakładu stolarskiego i wykonawca dębowych, ręcznie dekorowanych mebli kuchennych. To człowiek, którzy czuje duszę materiału i zadziwia kreatywnością. Z tych powodów zabudowa kuchenna nie jest jego jedynym projektem. W rezydencji wykonał również piękne, stylowe łóżko w sypialni inwestorki – mebel unikatowy, jak wszystkie, które się tu rozgościły. Większość z nich to antyki gromadzone latami.
Przyjechały z różnych rejonów świata i Polski. Meble włoskie, francuskie, szwedzkie... Żyrandole, świeczniki, lustra i stoły... Każdy jest inny i każdy jedyny w swoim rodzaju, ale wszystkie, delikatnie poskrzypując, zgodnie budują klimat pomieszczeń.
Podlaska Toskania
W okazałych wnętrzach rezydencji spotkały się dwie, pozornie odległe, tęsknoty. Tradycję i wartości Podlasia zestawione zostały z fascynacją kulturą włoską i tęsknotą za sielskością toskańskiego krajobrazu.
— Włochy są miejscem magicznym i bliskim mojemu sercu. Wiele razy odwiedzałam ten kraj, zachwycając się wyglądem starych, toskańskich domów. Zależało mi na tym, aby przemycić te wątki do mojego dworku. Włoskim cytatem jest na przykład niespotykany na Podlasiu kolor okiennic — z nostalgią wspomina inwestorka.
Ciągle niespełniona miłość do Włoch, przypomina jednak o sobie za każdym razem, kiedy rozmarzony wzrok wędruje po belkach sufitowych i ścianach ozdobionych ręcznymi malowidłami. Wykonała je zaprzyjaźniona artystka i konserwator zabytków, pani Anna Cybulska. Takie dzieło zdobi też jedną ze ścian części jadalnianej, zwracając uwagę wszystkich biesiadników, zgromadzonych przy reprezentacyjnym, francuskim stole.
Wbrew monotonii
Z równym rytmem belek sufitowych zanurzamy się w głąb przestronnej części salonowej. Elegancki kącik wypoczynkowy ze szwedzką sofką, oryginalnym stolikiem i kompletem stylowych foteli z podnóżkami wygląda, jakby zapraszał do skosztowania aromatycznej kawy. Spędzane tu chwile uprzyjemnia słońce, które zagląda przez okna tworzące ażurową kompozycję na ścianie. Inwestorka zadbała, aby ich efektowne, drapowane dekoracje nie przysłoniły tego, co najważniejsze, czyli otaczającej przyrody. Ciekawostką w aranżacji części parterowej są wykończenia poszczególnych ścian szczytowych.
— Każda z nich jest odmienną koncepcją. W jadalni zapragnęłam mieć malowidło, w części wypoczynkowej na ścianie znalazło się drewno, natomiast pokój do pracy udekorowałam wypatrzoną wcześniej tapetą, utrzymaną w angielskim stylu gabinetowym. Nie lubię monotonii. Trwanie przy jednym rozwiązaniu wprowadza do wnętrz nudę i pozbawia je duszy — wyjaśnia kreatorka pomysłu.
Dumą pani Katarzyny jest ulokowany w rogu gabinetu piec, wykończony ozdobnymi kaflami, z białostockiej kaflarni „Kafel-Kar”. Gospodyni, urządzając poszczególne wnętrza, z upodobaniem wieszała też wiekowe lustra. Uważa, że w interesujący sposób odbijają one przestrzeń, wprowadzając element dynamiki na monotematyczną płaszczyznę ściany. Pomysłem pani domu są też dekoracje nad drzwiami, które samodzielnie dobierała, kreatywnie wykorzystując fragmenty starych mebli. Aranżacja wnętrz dostarczała jej ogromnej przyjemności i przypadkowo stała się kolejną pasją.
Kobiece inklinacje
Na piętro domu prowadzą reprezentacyjne schody z metalową, kutą balustradą, którą wykonał podlaski kowal, według projektu przyjaciela pani Katarzyny. Pomysłem zdolnego kolegi jest także atrakcyjna, choć abstrakcyjna, forma konstrukcyjnego słupa, znajdującego się w holu wejściowym.
— Wygląda genialnie — krótko i zdecydowanie komentuje gospodyni.
Z niewielkiego holu na piętrze możemy przenieść się do sypialni gościnnej, pokoju córki lub prywatnego królestwa inwestorki. Pokoje wyposażone są w łazienki, do aranżacji których wykorzystane zostały, odrestaurowane meble. Umywalki spoczywające na sędziwych szafkach lub fragmentach kredensów jadalnianych to inwencja Katarzyny. Jej ulubionym miejscem w domu jest jednak salonik kąpielowy z wolno stojącą wanną, ustawioną w cieniu skosów dachowych. W wykuszu okiennym nad wanną znalazło się miejsce na wyeksponowanie kolejnych upodobań pani domu.
— Malowidło przedstawiające postać kobiecą oraz złote ornamenty na ścianach inspirowane są twórczością Gustava Klimta, którego obrazy uwielbiam. Nie mogłam sobie odmówić tego artystycznego wątku, tym bardziej że doskonale podkreśla kobiecy charakter tego wnętrza — opowiada właścicielka.
To właśnie stąd, zdaniem inwestorki, roztaczają się najpiękniejsze widoki na otaczający rezydencję ogród.
Wiejsko i naturalnie
Z założenia miał być on jak najbardziej wiejski i tradycyjny. Nie przeszkodziło to jednak w eksperymentowaniu z doborem roślinności. Sprawdziły się jodły koreańskie i karłowate, które można posadzić przy domu, nie martwiąc się, że za jakiś czas przysłonią widoki.
— Niestety, w Polsce nie rosną cyprysy, ale w zamian posadziłam jałowce kolumnowe, które może nie są tak szlachetne w formie, ale odpowiednio przycięte do złudzenia je przypominają. Połączyłam możliwości klimatyczne ze śródziemnomorską tęsknotą. Myślę, że się udało.
We współpracy z białostocką firmą Euroogród pani Katarzyna dobierała rośliny wytrzymałe i całoroczne. W ramach tradycji chciała posadzić bez, tulipany i ukochane piwonie. Niestety, nie udało się zadomowić jarzębiny, ale praca nad malwami ciągle trwa.
— To uparta roślina, która nie chce rosnąć, jak jej się bardzo potrzebuje. Jeśli wcale się jej nie pragnie, ona rozsiewa się w każdym zakątku — uśmiecha się pani Kasia.
Na tym polega jednak urok natury. Nie da się jej poskromić...
Raj do kupienia!
...tak samo, jak nie da się zatrzymać w jednym miejscu człowieka wiecznie poszukującego.
Pani Katarzyna podjęła decyzję, aby rozpocząć kolejny etap w swoim życiu. Chce zacząć od sprzedaży domu i znalezienia osób, które zakochają się w nim szczerze i od pierwszego wejrzenia.
— Kiedy budowałam dom, byłam przekonana, że właśnie rozpoczyna się wielopokoleniowa historia. Ten dom dał mi wszystko, czego w danej chwili potrzebowałam, czyli schronienie od tłoku i zgiełku. Poczułam radość z sadzenia tulipanów i chodzenia w kaloszach — opowiada właścicielka. — Praca nad rezydencją była osobistą projekcją osobowości na kreowaną przestrzeń. Jestem silnie związana z tym miejscem, dlatego decyzja o tym, aby je opuścić nie przyszła łatwo. Pojawiły się w moim życiu jednak inne cele, nowe obowiązki i kolejne marzenia...
Każdy z nas ma swój patent na szczęście. Niektórzy osiadają w jednym miejscu, inni są zawsze gotowi na kolejną przygodę. Jak twierdzi właścicielka posesji, trzeba realizować dokładnie tyle marzeń, na ile pozwalają nam zdrowie i szczęście:
— Chciałabym przekazać ten szczęśliwy łańcuszek, licząc na to, że moje wewnętrzne spełnienie okaże się również realizacją marzeń przyszłych właścicieli.
Czy się odnajdą? Może właśnie się odnaleźli...
Autor: Anna Lewczuk; Fot. Tomasz Markowski