ARCHITEKTURA

STRONA GŁÓWNA  /  ARCHITEKTURA  /  INSPIRACJE  /  Życie to mój teatr str. 1

Życie to mój teatr

Życie to mój teatr


To moje najbardziej wymagające dziecko – mówi o warszawskim Teatrze Kamienica Emilian Kamiński, jego założyciel. – Ale nie wyobrażam sobie bez niego życia. Nawet jak śpię, myślę o nim. Teatr mój wart jest każdego poświęcenia.


Do ponadstuletniej warszawskiej kamienicy, za sprawą Teatru Kamienica, Emilian Kamiński wprowadził nowe życie. Nowe, a jakby stare, bo budynek od początków swego istnienia, czyli od 1901 r., gromadził śmietankę towarzyską miasta, przyciągając ludzi kultury, sztuki oraz biznesu. Dziś na nowo łączy środowiska artystyczne i biznesowe, ale też spaja pokolenia. Współczesnych mieszkańców stolicy wprowadza bowiem w świat, który znali jeszcze ich pradziadkowie. Dzięki cudownemu ocaleniu z wojennej pożogi, układ pomieszczeń, oryginalne mury, a nawet posadzka od Villeroya&Bocha pamiętają czasy, gdy niedzielne popołudnia spędzało się z rodziną na lodach, na przykład w kawiarni „Pod Fontanną”, a nie przed monitorem komputera.


Rzut oka na historię


Kamienica, której mury przed wojną tętniły życiem, aż prosiła się o odkrycie jej dawno skrywanych sekretów. Na przebudzenie ze stuletniego snu musiała jednak poczekać. Gdy pod koniec lat 80. XX w. broadwayowski reżyser Joseph Papp odwiedził Warszawę, nie tylko spotkał się z Emilianem Kamińskim, ale wyraźnie zasugerował mu założenie własnego teatru. Rok 2000 spełnił „przepowiednię” i połączył skrywane w duchu marzenia z konkretnym adresem na mapie stolicy. Przy Alei Solidarności 93 Emilian Kamiński otworzył niezwykły dom sztuki, w którym od lat tętni życie artystyczne. Pięć lat zbierania funduszy i materiałów, opracowywania i ulepszania planu budowy teatru, walki z przeciwnościami losu i troski o to, aby zaczął on żyć, przyniosło efekt, który przerósł najśmielsze oczekiwania samego twórcy.
 

Praca mistrza
 

Dla pana Emiliana Teatr Kamienica jest spełnionym marzeniem. W 2015 r. będzie on obchodził swoje szóste urodziny, ale jak to z inwestycjami bywa – a teatr jest ogromną prywatną inwestycją – nie zawsze jest świątecznie. Zwłaszcza gdy na głowie jest nie tylko utrzymanie teatru, ale też pensje dla aktorów, którzy w nim grają. Planując stworzenie własnej sceny, Emilian Kamiński chciał umożliwić ludziom wejście w inny, oderwany od smutnej nieraz rzeczywistości, świat. Na szczęście, doskonale potrafi odczytać potrzeby ludzi i z myślą o ich spełnieniu dobiera repertuar. Ma również nosa do obsady. Kierując teatrem, angażując aktorów i dbając o dobór spektakli, nie oszczędza też siebie i... obsadza się w wielu wymagających rolach. Do aktorskiego warsztatu podchodzi niezwykle poważnie:
– Jestem rzemieślnikiem. Na nazywanie aktora „artystą” mogą sobie pozwolić jedynie widzowie, ludzie z zewnątrz. Ja wykonuję swoją pracę, do której muszę się rzetelnie przygotować, oddać jej swój czas, zainteresowania, umiejętności, wenę twórczą, natchnienie… Żaden muzyk nie zagra etiudy Chopina, przychodząc z ulicy – trzeba się tego nauczyć. Aktor jest jak muzyk, który ma swój fortepian. Ma głos, ciało, gest, wyczucie… Bez przygotowania nie da się dobrze zagrać roli.
 

Optymistyczna misja
 

Z uznaniem dla aktorskich zdolności, pan Emilian wyraża się o swojej żonie, Justynie Sieńczyłło:
– Wyśmienita aktorka, która pięknie gra swoje role. A w „Scenach z życia małżeńskiego”, wystawianych w Teatrze Kamienica, jest po prostu wspaniała!
Pani Justyna jest nie tylko aktorką Teatru Kamienica, ale też jego dobrym duchem. To ona, wspólnie z architektką Jolantą Pachowską, czuwała nad wykończeniem poszczególnych wnętrz, z wielką uwagą dobierając detale, kolorystykę czy oświetlenie. Dzięki jej staraniom teatr nieustannie zachwyca nawiązującym do secesyjnej estetyki wystrojem oraz przyjazną dla widza atmosferą. A pracy podczas aranżacji wnętrz było całkiem sporo, gdyż usytuowana w centrum Warszawy kamienica pozwoliła na stworzenie teatru o powierzchni ok. 2000 m².
 

Aktor i biznesmen
 

Kierowanie teatrem wymaga od jego właściciela trudnej sztuki godzenia życia artystycznego z biznesowym. Na dźwięk słowa „biznesmen” Emilian Kamiński jednak się uśmiecha.
– Jestem raczej „kłopotsmenem”, a nie żadnym biznesmenem – mówi żartobliwie. – Dla mnie biznesmen to określenie człowieka sukcesu, ja jestem człowiekiem walczącym z kłopotami, które ciągle się mnożą. Ale z drugiej strony myślę, że to fantastyczne – jak popatrzę na problemy, które się nawarstwiają i gdy udaje mi się je przezwyciężać. Przychodzę tutaj, patrzę na to moje miejsce ukochane i myślę: „warto o ciebie walczyć”, bo dla mnie takiego drugiego miejsca nie ma na świecie.
Skąd bierze siły do pracy i codziennej walki z przeciwnościami? Jest przecież jeszcze dom, rodzina, przyjaciele, a nawet prywatna winnica, której też trzeba poświęcić czas.
– Ludzie pytają mnie, „jakim cudem ty jeszcze żyjesz?” – opowiada Emilian Kamiński.
– Znają moje problemy i ogrom pracy w teatrze, ich pytanie więc wynika z troski. Myślą kategoriami stresu. Innych taka ilość stresu być może by zabiła, ja ją wytrzymuję. Może moje drzewo ma korę grubszą, a przez to soki życiowe są w środku bezpieczniejsze?
 

Siła tradycji


Odniesienia do drzewa aktor nie użył przypadkowo. Drzewa, po starej architekturze i przedmiotach z duszą, darzy bowiem szczególnym uczuciem. Z niezwykłym szacunkiem odnosi się do świata przyrody, w którym upatruje swojej siły, charakteru i przywiązania do tradycji.
– Wielkie, stare drzewa to mój uniwersytet – wyznaje. – Wielogodzinne wędrówki po lesie, obcowanie z przyrodą, telepatyczne rozmowy z drzewami to część mojej młodości. Drzewa, co udowodniono naukowo, odczuwają i oddają uczucia. Świat roślin i zwierząt jest światem równouprawnionych nam istot, które od wieków żyją w określonym porządku. Szanuję ich świat i mam ogromne przywiązanie do tradycji, do przeszłości. Nie musiałem się tego uczyć, gdyż tkwi to we mnie głęboko i chciałabym kiedyś przekazać ten dar swoim dzieciom.
Podarować swoim dzieciom chciałby też teatr, któremu poświęcił ostatnich kilka lat. Jednak marzenia o wielopokoleniowym, rodzinnym biznesie musi pan Emilian odłożyć na przyszłość. Ta wyjątkowa „ojcowizna” musi jeszcze poczekać, aż synowie i córka ją docenią i dojrzeją do tego, aby móc godnie ją przejąć.




Autor: tekst: Aneta Gawędzka‑Paniczko Fot. Tomasz Markowski