DESIGN
Design dla odważnych
Mariusz Wdowiak: Meble projektuję dla wszystkich. Kupują oczywiście nieliczni, których na to stać i którzy mają odwagę. Mebli i wnętrza projektuje się z myślą o sobie. Staram się tworzyć miejsca, w których chciałbym później przebywać. Obiekty, które chciałbym mieć wokół siebie.
Mariusz Wdowiak: projektant wnętrz, grafik, rzeźbiarz. Absolwent Wydziału Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Charakterystyczna dla jego rozwiązań jest łatwość łączenia różnych, nietypowych materiałów. Znakiem rozpoznawczym są oryginalne meble, wykonane według autorskiej technologii, z żywicy syntetycznej łączonej z elementami drewna, metalu i szkła. W 2004 r. tygodnik „Newsweek” przyznał mu nagrodę za najlepszy wystrój i klimat klubu „Prozak” w Krakowie.
Redakcja: Jest Pan niezwykle wszechstronnym twórcą, zajmuje się grafiką, projektowaniem wnętrz i mebli, rzeźbą. Która z tych aktywności jest najważniejsza?
Mariusz Wdowiak: Sądzę, że każdy współczesny twórca eksperymentuje, używając różnych środków i form wyrazu. Jestem pewien, że są malarze, którzy doskonale spełnialiby się w roli projektantów i rzeźbiarze, którzy potrafiliby stworzyć wysmakowane wnętrza. Wrażliwość, talent i temperament twórczy znajdują ujście we wszelkich formach sztuki, często z równym powodzeniem. W moim przypadku najważniejszą aktywnością jest design – on zabiera mi większość czasu. Pozostałe – grafikę czy malarstwo – traktuję trochę jak ucieczkę od codziennego zgiełku. Są oazami absolutnej swobody, nie tylko estetycznej. Niestety, zbyt rzadko je „odwiedzam”. Jeśli chodzi o meble, to są one częścią wnętrz, a więc większej całości. Fakt, że mogę łączyć jedno z drugim sprawia mi sporo radości.
Dla kogo Pan projektuje?
Meble projektuję dla wszystkich. Kupują oczywiście nieliczni, których na to stać i którzy mają odwagę. Z projektowaniem mebli i wnętrz jest właściwie tak, że projektuje się je z myślą o sobie. Staram się tworzyć miejsca, w których chciałbym później przebywać. Obiekty, które chciałbym mieć wokół siebie. Polska nie jest krajem, w którym można realizować spontaniczny, niczym nieograniczony design. Powody? Brak pieniędzy na rynku. Załóżmy, że przychodzi człowiek i mówi, że chce projekt klubu muzycznego w Krakowie. Kryteria inwestycji są takie, że nie może ona przekroczyć pewnego pułapu finansowego. I zaczynają się problemy, cięcia, kompromisy...
Co jest nadzwyczajnego w ponad 100 kg stole z żywicy syntetycznej, który na dodatek kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych?
Co jest w bryle? Głębia materiału, złożoność faktury i barokowe formy przy jednoczesnym zachowaniu bardzo prostego kształtu. Kontrasty, łączenie sprzeczności: ciężkie – lekkie, ozdobne – minimalistyczne. Jeśli chodzi o wagę, to zapewniam, że ją widać. Nie można zrobić Partenonu ze styropianu i nie poczuć się przy nim inaczej niż w teatrze. Wszystkie moje obiekty z żywicy są jednocześnie lampami. Ich światło tworzy nastrój, odpowiada za atmosferę. Koszty mebli wynikają ze skomplikowanej i pracochłonnej technologii oraz związanego z nią ryzyka strat i jednostkowej produkcji.
Skąd się wzięło Pana zamiłowanie do barwionej żywicy syntetycznej?
Pojawiło się przypadkiem. Spodobały mi się estetyczno-klimatyczne możliwości, które daje ona w połączeniu ze światłem. Zacząłem eksperymentować, bawiąc się najpierw mniejszymi, a później coraz większymi formami. W rezultacie doszedłem do absolutnie autorskiej technologii.
Na czym ona polega?
Oryginalność pomysłu polega na wykorzystaniu właściwości żywic poliestrowych i epoksydowych w zupełnie niekonwencjonalny sposób i z absolutnie nietypowym przeznaczeniem. Stoły są odlewane w formach z odpowiednio przygotowanej – zabarwionej, utwardzonej, o odpowiedniej lepkości – żywicy. Następnie dochodzi regulacja i sterowanie całym procesem – szybkość tężenia, kolor, spękania. Kolejny element to wprowadzenie obcych materiałów: drewna, kamieni, metalu, skóry, szkła. Żywicę wylewa się w wielu etapach. Wszystko zależy od tego, jaki zamierzamy uzyskać efekt. Po zakończeniu procesu obiekty poddawane są obróbce mechanicznej – szlifowaniu, polerowaniu, lakierowaniu. Bryły wykonuję w najrozmaitszych, w zależności od inwencji twórczej, formach i podświetlam.
Pana meble mają zazwyczaj organiczną formę. Skąd Pan czerpie inspiracje?
Nie będę opowiadał o błękicie morza, odcieniu nieba i kobiecie-muzie. To zabawa, w której najbardziej interesująca jest niewiadoma, tajemnica i nieprzewidywalność. Niby kontroluje się tworzywo, ale efekt zawsze jest inny i niepowtarzalny. Skąd inspiracje? Z ciekawości, z temperamentu.
Czy poczucie humoru i lekkość, jakie są widoczne w Pana projektach, ułatwiają pozyskanie klienta?
Nie sądzę, że odbiorców mebli, czy inwestorów, z którymi współpracuję, interesuje moja osobowość bądź poczucie humoru. Mam do czynienia ze specyficznym klientem, wrażliwym na piękno. Przeważnie takim, który doskonale wie, czego chce, a poza tym ma znakomite wyczucie stylu i określony gust. Ciężko przychodzą mi kompromisy, choć zawsze staram się jakoś dogadać z inwestorem. Mam w tym spore doświadczenie i wiem, których rzeczy nie da się przeskoczyć. Lubię jasne sytuacje.
Czy, podobnie jak w sferze twórczej, jest Pan samodzielny na etapie wykonawczym?
W kwestii żywicy – zawsze sam, osobiście ją wytwarzam. Podpieram się ludźmi przy przygotowywaniu form i późniejszej obróbce mechanicznej. Od lat prowadzę warsztat-pracownię. Mam mały, ale doskonale wykwalifikowany zespół. Trzeba przejść samemu przez cały proces wytwarzania mebla, umieć przekładać teorię na praktykę. Zatrudnianie ludzi i prace przy dużych projektach to doskonała lekcja warsztatu i technologii.
Jest Pan znany jako projektant miejsc publicznych. Jakie jest Pana twórcze marzenie w tej dziedzinie?
Marzy mi się duża przestrzeń, dwa, trzy tysiące metrów kwadratowych, którą mógłbym wykreować bez żadnych ograniczeń. Chciałbym kiedyś usłyszeć od inwestora: „Proszę zaprojektować miejsce. Koszt nie gra roli”. Interesują mnie nowe technologie i ich różne zastosowania. Ciekawa mogłaby być również praca nad wnętrzem jakiegoś interesującego butiku.
Dziękuję za rozmowę.
Autor: Adam Mazurek, fot. archiwum M. Wdowiaka