DESIGN
Nie jestem minimalistką - wywiad z Katarzyną Miller
O polskich mieszkaniach, kreatywnym chaosie i najdziwniejszych prezentach, z Katarzyną Miller – psycholożką, psychoterapeutką i autorką licznych książek z zakresu psychologii, rozmawia Julia Borowska.
Co, Pani zdaniem, wygląd polskich domów mówi o Polakach?
– Pracowałam przed laty w ursynowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej nad projektem dotyczącym odnowy relacji sąsiedzkich. Obejrzałam wtedy mnóstwo mieszkań. Przemieszczałam się po różnych częściach Warszawy także wtedy, gdy wynajmowałam stancje, a później szukałam czegoś na własność. Zostało we mnie wspomnienie strasznych mieszkań, które mogą powiedzieć o Polakach sporo niedobrego. Widziałam oczywiście wiele domów bliższych i dalszych znajomych, które są ładnie urządzone i zadbane, ale ogólnie polskie mieszkania najczęściej są zagracone. Problemem nie jest nawet ilość przedmiotów, tylko to, jak stoją, jak są używane, w jakiej kolorystyce utrzymane. Czy są dopasowane do siebie i zgrane stylistycznie... Co ciekawe, wygląd domu nie zawsze zależy od majętności jego właścicieli. Widziałam bardzo skromne mieszkania, które były miłe, ciepłe i przytulne. Ogólnie jednak mam negatywne doświadczenia z odwiedzania polskich kątów. Czasem byłam zdumiona, że ktoś bezczelnie oferuje na sprzedaż np. stancje z balkonem, z którego nie da się korzystać ponieważ zawładnęła nim sfora gołębi. I który pokryty jest grubą warstwą nawozu. Ptaki z takiego miejsca nie odlecą, a jedyną alternatywą dla nowego lokatora jest zrobienie z balkonu klatki. Albo przyzwyczajenie się do brudu i smrodu otrzymanego w pakiecie.
Jedno ze znanych, humorystycznych powiedzeń mówi: Prawdziwy geniusz potrafi odnaleźć się nawet w chaosie. Czy bałagan może być twórczy?
– Oczywiście! Dzieci na przykład mają twórczy bałagan. Rodzice zmuszają je, by wszystko było na swoim miejscu, jednak co to znaczy dla dziecka? Przecież ono wie, gdzie trzyma lalki, miśki, samochody... Jeśli chce się doprowadzić pokój dziecka do klarownego stanu, trzeba zaproponować mu zabawę pod tytułem „Samochody idą spać do garażu, tramwaje do zajezdni, a laleczki do sypialni”. Sprzątanie musi mieć dla dziecka sens – mówienie o tym, że coś jest bałaganem nie ma dla niego sensu. Jest tylko czepianiem się rodziców.
W świecie dorosłych pedantka i bałaganiarz to raczej niezbyt dobrana para...
– Znam takie pary. Na pewno nie mają nudno. O drobnostki warto droczyć się z humorem i może być z tego niezła zabawa. Pedantki zazwyczaj jednak poczucia humoru nie mają. Mimo to powierzchowne tematy, takie jak porządek, nie są zazwyczaj źródłem większych kłótni. Aby pokłócić się konkretnie, potrzebny jest poważniejszy powód. Co nie zmienia faktu, że jak się ludzie uprą, powodem do konfliktu może być właściwie wszystko.
A jak wygląda Pani dom? Co lubi w nim Pani najbardziej?
– Lubię cały dom, bo jest zgrabny, przytulny i pojemny. Cieszę się, że zaplanowałam spiżarnię, trzy łazienki: dla mnie, dla Edka i gości. I dwa słodkie pokoiki gościnne. Uwielbiam swój pokój, w którym mam wszystko – biurko, kanapę, stoliczki, szafy, komódki. Budowaliśmy dom z rozmachem, żeby czuć luz, swobodnie się po nim poruszać i pomieścić gości. Z tego względu jest dużo foteli i kanap. Jeśli chodzi o kolorystykę, jest głównie niebiesko. Dom jest ze złocistych modrzewiowych bali, a okna i drzwi ma niebieskie. Mam również wiklinowe fotele i białe meble na tarasie. Wszystko to otaczają kwiaty i ogród, który jest bardzo ważny. Nie jestem minimalistką, dlatego gromadzę dużo rzeczy, nawet za dużo. Był czas, kiedy zbierałam. Później okazało się, że przyszedł czas, by rozdawać. Bywa też, że część rzeczy chowam, a później wyjmuję. Mam rzeczy po mamie i babci, dużo też kupowałam na targach staroci w Warszawie, Lublinie, Kazimierzu.
Goście są chyba dla Państwa niezwykle ważni...
– Oboje jesteśmy jedynakami. Nie jesteśmy specjalnie rodzinni, ale lubimy towarzystwo przyjaciół, ludzi przez nas wybranych. Uważam, że zgodnie z niegłupim polskim przysłowiem, z rodziną wychodzi się dobrze głównie na zdjęciach. Bardzo lubię klasyczne, stare fotografie babci i dziadków, do których tak dostojnie pozowali. Ich zdjęcia są w różnych miejscach w moim domu.
Chętnie otacza się Pani drobiazgami. Kupuje je Pani, czy dostaje w prezencie?
– I kupuję, i dostaję. Zwykle mówię, że mam do życia stosunek seksualny. Co to znaczy? Że wszystko, co jest wokół mnie, musi mi się podobać. Wszystko co jem, mi smakuje, a ludzie, z którymi się spotykam, są dla mnie ważni. Wszystko ma dla mnie sens, do czegoś służy, mogę sobie coś za pomocą tego wyobrazić. Wybierane przeze mnie rzeczy pasują do siebie, bo są zbierane według mojego wewnętrznego klucza. Z prezentami natomiast bywa różnie... Ostatnio dostałam na przykład genialny wazon od damy z przecudnym gustem. Gdy rozpakowałam go podczas przyjęcia, zebrani goście – a głównie ja – jęknęliśmy z zachwytu.
Jest aż tak szczególny?
– Wygląda jak ogromny, piękny kielich z grubego, rzeźbionego szkła. Utrzymany w klimacie retro, który uwielbiam. Mam sentyment do wiekowych rzeczy i starej architektury. Widelczyk, talerzyk, malutka filiżanka – dawniej przedmioty wyglądały jak dzieła sztuki. Co do prezentów, ostatnio dostałam też piękny wazon w niebieskie róże ze złotem, który niezwykle mnie ucieszył. W Kazimierzu dajemy sobie często praktyczne prezenty: nalewki, grzybki, przetwory, orzechy. Takie gesty sprawiają, że jeszcze bardziej lubię to miasto.
Napisała Pani książkę o przewrotnym tytule: Kup kochance męża kwiaty. Co możemy zyskać, wręczając upominek potencjalnemu wrogowi?
– Bardzo często okazuje się, że dzięki kochance dociera do nas fakt, że czegoś w związku brakuje. Jeśli ludzie nad tym serdecznie popracują, okazuje się, że dzięki temu kryzysowi jest w ich związku lepiej niż przedtem. Oczywiście nie zawsze się tak dzieje, ale też sama książka nie jest prosta (choć łatwo się czyta). Tytuł specjalnie jest zaczepny i kontrowersyjny. Wiele małżeństw dziękowało mi za tę książkę i opowiadało, że już wysłało owe kwiaty.
Zbliżają się święta. Przed nami czas prezentów i świąteczna gorączka. Kupujemy je najczęściej w popłochu, w galeriach handlowych lub zamawiamy przez internet. Ma Pani inne pomysły?
– Możemy się nie poddać szaleństwu i przygotować prezenty znacznie wcześniej lub umówić: Pójdziemy po świętach do sklepu i sam wybierzesz sobie, co będziesz chciał. Pamiętam o Tobie, ale nie cierpię przedświątecznej gorączki zakupów i nie lubię kupować nic w tym czasie. Pomocą w wyborze idealnego podarunku może być laurka, na której widnieje duży znak zapytania. Pod nim kilka wyklejonych z gazet zdjęć, będących propozycją przykładowych prezentów – tu perfumy, tam szal, dalej rękawiczki. Wszystko, czego dusza zapragnie! Bliskim osobom można też, moim zdaniem, dać pieniądze. Najlepiej, żeby w kopercie znajdowała się fajna sumka, która obdarowaną osobę ucieszy. Możemy też podarować coś, co sami zrobiliśmy, np. pyszne ciasto lub akwarelkę, jeśli ktoś ma troszkę talentu. Mojemu przyjacielowi ofiarowałam spisany ręcznie tom limeryków własnego autorstwa, w urokliwym notesiku. Uwielbia moje limeryki, których nie można dostać w księgarniach – stwierdziłam więc, że to go ucieszy.
Planuje je Pani wydać?
– Mam taką nadzieję. Drukowana jest masa moich książek, ale z wierszami jest trudno. Mam wrażenie, że w Polsce wydaje się tylko lirykę Szymborskiej i Twardowskiego. No i ostatnimi czasy Rusinka...
Jest jeszcze Herbert, i Miłosz ewentualnie...
– Tak, takie wielkie książki o ich życiu. Gorzej z wierszami. A mamy w Polsce ogromną ilość wspaniałych poetów. Tomiki mają malutkie nakłady, księgarnie ich nie wystawiają. A wiersze to świetny prezent dla wrażliwych ludzi. Sądzę, bez fałszywej skromności, że także moje liryki coś istotnego ofiarowują. Mam wydane 3 tomiki, oczywiście niedostępne. A limeryki są zabawne. I oczywiście, głównie nieprzyzwoite. Gdyby wyszły, to byłby dopiero dobry prezent! (śmiech)
Pamięta Pani najdziwniejszy prezent, jaki otrzymała?
– Najdziwniejszy...? Gruszki na wierzbie. Serio! Moja przyjaciółka na gałęziach wierzby powiesiła gruszki. Ta sama dowcipna przyjaciółka przyniosła mi wizytówki. Pomyślałam – to super, bo akurat były mi wtedy potrzebne. Na wizytówkach widniał napis: Kasia Miller – Królowa! Goście, którzy byli na przyjęciu, rozebrali je w kilka minut.
Wiem już, jaki prezent zaskoczył Katarzynę Miller. A jaką cenną myśl podarowałaby Pani naszym Czytelnikom na święta?
– Bez przerwy rozdaję swoje cenne myśli, ale jeśli chodzi o święta, radziłabym: Nie daj się zwariować. Pamiętaj, że święta są wydarzeniem duchowym. Jeśli nie umiesz się cieszyć uczuciami wyższymi, ze świąt pozostaje tylko wyżerka. Jak nie chcesz zwariować – odpoczywaj! Bądź blisko z wybranymi ludźmi, ze sobą. Daj sobie czas na przeżycie czegoś głębszego, na spokój, poszukiwanie wewnętrznych potrzeb, marzeń i prawd. Wtedy święta będą miały sens.
Autor: Julia Borowska