DESIGN
Odkurzacz jest jak architektura
Fot. Maciej Frydrysiak
O designie i sztuce oraz o tym dlaczego nie chciałby mieszkać blisko stadionu rozmowa z Michałem Wierszyłłowskim.
Redakcja: W dorobku pracowni Wierszyłłowski i Projektanci są prace z wielu dziedzin, takich jak architektura wnętrz mieszkalnych i użytkowych, różnorodny design przemysłowy. Skąd wynika iście renesansowe spektrum działalności pracowni? Zdaniem niektórych projektantów, klucz do sukcesu to specjalizacja...
Michał Wierszyłłowski: Bardzo się cieszę, że tak jesteśmy odbierani. Możliwość pracy na różnych polach jest chyba naszym największym sukcesem. To też jest, moim zdaniem, najciekawsze w pracy projektanta. Każdy temat to nowy świat, którego należy się nauczyć. Będąc specjalistą, można wykonać zadanie szybciej. Ale czy lepiej? Tego już nie jestem pewien. Różnorodne doświadczenia często pozwalają nam spojrzeć na problem z innej perspektywy. Takie jest chyba współczesne projektowanie.
Pańskie nazwisko kojarzone jest przede wszystkim ze wzornictwem przemysłowym. Dlaczego, mimo sukcesów w tej dziedzinie, zajął się Pan także projektowaniem wnętrz?
Było dokładnie odwrotnie! Jestem absolwentem architektury wnętrz poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Architekt wnętrz to mój wyuczony zawód. System kształcenia, który do dziś funkcjonuje w szkole, pozwolił mi równocześnie studiować wzornictwo. Te kierunki znakomicie się uzupełniają, o czym już wiele razy mogłem się przekonać w codziennej pracy. Większość projektów, które realizujemy w pracowni, to projekty wnętrz. Staramy się, by co roku na rynku pojawił się wymyślony przez nas produkt. Nasz zespół projektowy to architekci, wnętrzarze i projektanci wzornictwa.
Współpracuje Pan z dużymi firmami, potentatami branży meblarskiej, takimi jak Nowy Styl, Iker, Vox. Czym różni się projektowanie dla korporacji od pracy z odbiorcą indywidualnym?
Różnic jest wiele. Podstawowe i oczywiste to różnice organizacyjne: ilość osób zaangażowanych w projekt, często czas trwania, skala przedsięwzięcia. Wydaje się, że praca z przedsiębiorstwem jest trudniejsza, a jednak – moim zdaniem – tak nie jest. Firmy częściej świadomie wybierają projektantów, a to jest podstawą przyszłego sukcesu, dobrej współpracy. Lepiej precyzują swoje oczekiwania, argumentują wybory. Praca z przedsiębiorstwem to często ogromny zastrzyk wiedzy o organizacji pracy, promocji, marketingu, logistyce, nie wspominając o technologii. Praca z klientem indywidualnym jest zupełnie inna – wymaga cierpliwości, spokoju, czasu.
Jeden z ostatnich projektów designu przemysłowego ze stemplem Wierszyłłowski i Projektanci to grzałka Hot 2 dla marki Instal-Projekt, która trafiła na wystawę „Twarze polskiego designu” w ramach czeskiego festiwalu Designblok. Jest to przykład sprawnego połączenia najnowocześniejszych technologii z eleganckim wzornictwem. W jaki sposób pogodzić estetykę i najnowsze zdobycze techniki?
Tu przecież nie ma sprzeczności. Nowe technologie pozwalają projektantom i producentom realizować swoje zamierzenia. Praca nad Hot 2 właśnie taka była. Pomysł podstawowej, prostej, syntetycznej bryły – walca – intuicyjnie sterowanej, wcale nie był łatwy w realizacji. Jednak cały zespół projektowy wierzył, że produkt może być sukcesem rynkowym. Firma nie dysponowała technologią umożliwiającą produkcję grzałki, a mimo to podjęła trudy i ryzyko jej wdrożenia. To bardzo rzadkie w Polsce. W tym projekcie staraliśmy się wykorzystać wiele naszych doświadczeń, jeśli chodzi o architekturę wnętrz. Pamiętaliśmy bowiem o drugoplanowej roli tego produktu we wnętrzu.
Ktoś może powiedzieć, że tworzenie form przemysłowych to zajęcie nudne. Nie można przecież rozwinąć skrzydeł, projektując zwykłą grzałkę, albo – dajmy na to – żelazko. Może Pan udowodnić, że tak nie jest?
Nie rozumiem, dlaczego ludzie tak myślą. Przecież odkurzacz, żelazko, grzałka są jak architektura – to tylko inna skala. Przy ich projektowaniu rozwiązuje się tyle samo problemów, co projektując budynki, ich produkcja wcale nie jest łatwiejsza.
Projekt biura firmy deweloperskiej Elite Garbary Residence nawiązuje do stylistyki luksusowych samochodów. W portfolio pracowni są drogie sercu każdego mężczyzny nazwy – Kampania Piwowarska, Stary Browar. Czy istnieje podział na styl kobiecy i męski?
To nie takie proste. Nie sądzę, by syntetyczne, prostoliniowe, oszczędne w kolorze formy były męskie, a formy obłe, miękkie, przyjazne – kobiece. Choć tak powszechnie się uważa. Wystrój biura Elite Garbary budują łuki, zaokrąglenia – nie wydaje mi się, by to wnętrze było odpowiedzią na hasło „stylistyka kobieca”. Interesujące jest to, co nieokreślone, niełatwo definiowalne.
Załóżmy, że dostał Pan zlecenie od majętnego dżentelmena na projekt aranżacji gabinetu domowego. Jakie byłyby Pana sugestie?
Gabinet domowy... przede wszystkim namawiałbym, by w ogóle zrezygnować z tego pomieszczenia. Dziś tak rzadko przebywamy z naszymi domownikami. Jestem wielkim zwolennikiem łączenia funkcji, otwartych przestrzeni. Zupełnie wystarczy aneks biura domowego w otwartej przestrzeni, w której salon, jadalnia, biblioteka, kuchnia, może nawet basen, wzajemnie się przenikają. Pozwoli to w pełni uczestniczyć w życiu rodziny, poznać, czym na co dzień się zajmujemy, uszanować prywatność we wspólnej przestrzeni.
Jest Pan absolwentem ASP w Poznaniu. Czy w artystycznej polskiej szkole wyższej można nauczyć się, jak zostać dobrym projektantem wnętrz? Może pobyt na uczelni to strata czasu, bo i tak do wszystkiego trzeba dojść samemu?
Pobyt na uczelni na pewno nie jest stratą czasu. Pięć lat szkoły to jednak za mało, by być dobrze wykształconym projektantem. Najlepiej łączyć naukę z pracą, terminowaniem, praktykowaniem w pracowniach, wykonywaniem nawet drobnych zleceń, zdobywaniem doświadczeń. Musimy nauczyć się obserwować, podglądać, zapamiętywać i wykształcić w sobie specyficzną wrażliwość na otaczającą nas przestrzeń oraz przedmioty. Warto też dużo podróżować. Pasja, doświadczenie zdobywane w pracy, podróże plus nawet nienajlepsza szkoła zaowocują w przyszłości.
Głośnym projektem pracowni jest „aerodynamiczne poddasze” zaadaptowane w jednej z XIX-wiecznych poznańskich kamienic. Minimalistyczny wystrój i geometryczne formy nie są kwintesencją stylu retro. A więc tradycja czy nowoczesność? Mieszanie stylów czy estetyka równowagi?
Trzeba znaleźć własną odpowiedź na zadany przez klienta temat. Przekonać go do własnej wizji. Retro, nowoczesność, tradycja nie stanowią „zamkniętych”, zdefiniowanych pojęć. Podpowiedzią zawsze jest zastana przestrzeń, kontekst. Ale to nie znaczy, że należy się im poddać. Bardzo często najlepszym wyróżnikiem jest kontrast.
Działalność Pańskiej pracowni łączy się przede wszystkim z Poznaniem. Czy jest Pan również sympatykiem piłkarskiej drużyny Lecha? Kontrowersje, pod względem konstruktorskim, budzi nowy stadion tego klubu. Majstersztyk sztuki budowlanej czy architektoniczny bubel?
Piłka nożna zupełnie mnie nie interesuje, nie jestem kibicem. Szkoda, że stadion przytłoczył, zdominował okolicę, w której stoi. Rozpycha się między małymi domkami. Nie chciałbym mieszkać w jego okolicy.
Dziękuję za rozmowę.
Mikołaj Wierszyłłowski Jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu – Wydziału Architektury i Wzornictwa. Pracował jako asystent w Katedrze Designu tej uczelni. W 2001 r. rozpoczął działalność na własny rachunek, współtworząc z Robertem Nowakowskim studio projektowe. Obecnie pracuje z grupą architektów, designerów i wnętrzarzy w pracowni Wierszyłłowski i Projektanci. W jej dorobku znajdują się zarówno projekty mebli i produktów przemysłowych dla znanych marek, m.in. Iker, Nowy Styl, Grupa Vox, Instal-Projekt, jak i samodzielne realizacje – nowoczesny wystrój wnętrz sieci barów Pesto, aranżacja poddasza XIX-wiecznej kamienicy w Poznaniu, projekty wnętrzarskie dla firm i klientów indywidualnych.
Autor: Karol Usakiewicz, Foto: Maciej Frydrysiak; Daniel Rumiancew; Iker