DESIGN

STRONA GŁÓWNA  /  DESIGN  /  NAZWISKO Z MARKĄ  /  O roli sztuki w naszym życiu rozmawiamy z Agnieszką Gniotek str. 1

O roli sztuki w naszym życiu rozmawiamy z Agnieszką Gniotek

O roli sztuki w naszym życiu rozmawiamy z Agnieszką Gniotek


Agnieszka Gniotek właścicielka Galerii Xanadu www.galeriaxanadu.pl Od 20 lat związana zawodowo ze sztuką, zaś od 10 lat z rynkiem sztuki. Jest historykiem i krytykiem sztuki, kuratorem wystaw, jurorem konkursów, a także wykładowcą w zakresie tematyki związanej z kolekcjonowaniem i rynkiem sztuki. Publikowała w takich mediach, jak: Art&Business, Puls Biznesu, Modern Art, Sztuka.pl, Private Banking, Cash Magazine.


Kiedy i jak zaczęła się Pani przygoda ze sztuką?

Zawodowo jestem z nią związana od ponad 20 lat, prywatnie – od dziecka. Mój dom zawsze był pełen sztuki, ponieważ mama była artystką w dziedzinie tkaniny artystycznej. To właśnie z nią – tuż po maturze – otworzyłam pierwszą galerię. Kierunek studiów, jaki wybrałam, wydawał się więc oczywisty – historia sztuki. Ponad 10 lat zajmowałam się przede wszystkim krytyką artystyczną. Kiedy rynek mediów zaczął się drastycznie kurczyć, zdecydowałam, że powinnam zainteresować się sprzedażą dzieł sztuki. Postanowiłam, że rozpocznę pracę w portalu rynku sztuki artinfo.pl, aby zdobyć nowe umiejętności. Potem otworzyłam firmę i jako niezależny kurator aukcji pracowałam dla Domu Aukcyjnego Polswiss Art oraz różnych organizacji charytatywnych. Współtworzyłam Pragalerię. Obecnie prowadzę Xanadu – galerię i dom aukcyjny, za który odpowiadam merytorycznie i finansowo.

Skąd wzięła się nazwa i pomysł na Galerię Xanadu?

Zdawałam sobie sprawę, jak ważną kwestią jest nazwa. Moim ideałem nazw marketingowych jest Kodak – nic nieznaczące słowo, które zrobiło biznesową karierę i pomogło stworzyć wielką markę. Zdecydowałam się nazwać Galerię Xanadu, bo to egzotyczna, mityczna kraina szczęśliwości i dobrobytu. Pisał o niej angielski romantyk Samuel Coleridge w poemacie Kubla Khan. Pojawiła się też w kultowym filmie Obywatel Kane jako nazwa fantastycznej posiadłości, a w musicalu z lat 80. o tym tytule, jako synonim spełnienia marzeń. Film opowiada o młodym, utalentowanym, ale sfrustrowanym malarzu, który, chcąc się utrzymać, pracuje dla wytwórni płytowej. Zainspirowany przez przypadkowo spotkaną tajemniczą Kirę otwiera klub taneczny o nazwie Xanadu. Kobieta okazuje się być jedną z Muz, dzięki którym Xanadu staje się wielkim sukcesem, a bohater filmu odnajduje tam szczęście.

A jak wygląda Pani przepis na sukces?

Moje Xanadu to połączenie domu aukcyjnego i galerii impresaryjnej. Organizujemy tu aukcje sztuki artystów młodego i średniego pokolenia, propagujemy w ten sposób kolekcjonowanie i zaszczepiamy ideę kupowania dzieł sztuki u osób, które do tej pory tego nie robiły. Jednocześnie jako galeria reprezentujemy kilkunastu artystów, dbamy o ich kariery, organizujemy wystawy, uczestniczymy w targach w Polsce i za granicą. Inwestycja w prace autorów reprezentowanych przez galerię to zakupy ze znakiem jakości, czyli propozycja dla kolekcjonerów i inwestorów bardziej zaawansowanych.

Kim są klienci galerii Xanadu i z jakimi oczekiwaniami przychodzą?

Xanadu jest przestrzenią otwartą dla wszystkich. Naszym klientom poświęcamy wiele czasu i robimy to z przyjemnością. Duży nacisk kładziemy na doradztwo. Odpowiednie dzieła sztuki znajdą tu nie tylko kolekcjonerzy, ale też osoby, które po raz pierwszy kupują przysłowiowy obraz nad kanapę. Doradzamy, który wybrać, aby współgrał z przestrzenią i emocjonalnością nowych właścicieli. Obecnie pomagamy też w budowaniu kilku kolekcji w ramach stałej współpracy z kolekcjonerami – to między innymi zbiory sztuki kobiecej, symbolizmu, prac artystów śląskich. Xanadu jest też odpowiednim miejscem dla inwestorów. Umiejętnie prowadzimy portfele inwestycyjne, które nie są oparte wyłącznie na młodej sztuce, choć w tym się specjalizujemy. Chętnie współpracujemy z biznesem, bo sztuka odgrywa w tej sferze ważną rolę. Działa jako element budowy prestiżu, wsparcia sprzedaży, narzędzie marketingowe lub HR (ang. human resources, czyli zarządzanie zasobami ludzkimi– przyp. red.) a także jako przedmiot CSR (ang. Corporate Social Responsibility, czyli społeczna odpowiedzialność biznesu – przyp. red.). Ponadto Xanadu to przestrzeń idealna na konferencje prasowe, szkolenia, eventy korporacyjne. Nawet Ci, którym wydaje się, że nie interesują się sztuką, znajdą tutaj coś dla siebie. Potrzebna jest tylko otwartość.

Co sprawia, że interesujemy się światem sztuki albo wręcz przeciwnie – jest on nam obcy?

Podstawową przyczyną braku zainteresowania sztuką jest brak edukacji. Osoby, które w dzieciństwie obcowały ze sztuką w domu i odwiedzały muzea zwykle chętnie przebywają w jej otoczeniu. To samo dotyczy osób czytających książki, zainteresowanych światem, ludźmi, innymi kulturami. Często słyszę od moich klientów: nie znam się na sztuce, nie mam gustu. Jednak na sztuce zna się każdy z nas, choć nie wszyscy muszą mieć wiedzę na poziomie akademickim. Gust ćwiczymy jak kondycję na siłowni. Poza wiedzą, którą wzbogacamy w wyniku oglądania kolejnych wystaw, czytania publikacji o artystach czy dyskusji o sztuce, mamy też różne upodobania związanie z doświadczeniami życiowymi, takimi jak podróże, rodzicielstwo, kariera zawodowa.

Czy wrażliwości na sztukę można się nauczyć?

Bazując na stereotypach, które znajdują potwierdzenie w moim codziennym doświadczeniu, łatwiej o emocjach rozmawiają kobiety, więc one też częściej werbalizują zachwyt nad sztuką. Częściej kupują jednak mężczyźni, gdyż posiadają więcej pieniędzy i mogą samodzielnie decydować o wydatkach. Wracając natomiast do pytania o wrażliwość – mamy ją wrodzoną, ale jej wyrażanie, dzielenie się nią, uzewnętrznianie, ćwiczymy przez całe życie. Mimo tego że zajmuję się sztuką zawodowo, ciągle reaguję na nią emocjonalnie. Dzielę się z klientami swoimi historiami, a to buduje zaufanie. Cieszę się, gdy spotyka mnie nagroda w postaci rewanżu z ich strony.

W jaki sposób zaczyna Pani rozmowy o sztuce z ludźmi, którzy dopiero ją poznają?

Zaczynam od prostego pytania: po co pani/panu obraz? Motywacja przy zakupie dzieła sztuki jest niezwykle ważna. Trzeba pamiętać, że nie ma motywacji złych. Klienci kupują sztukę z myślą o domowej przestrzeni – chcą ocieplić wnętrze, ożywić je lub dodać mu prestiżu. Klient prywatny może też kupić pracę artysty na prezent albo dlatego, że kojarzy mu się ona z miejscem lub osobą, którą chce zatrzymać we wspomnieniach. Innym powodem będzie uzupełnienie kolekcji czy inwestycja. Czasami klienci przyznają, że nie wiedzą dlaczego chcą mieć daną pracę. Odkrycie prawdziwych powodów zakupu bywa fascynującą przygodą. Zdarzyło mi się, że klientka zadzwoniła po kwartale, aby powiedzieć, że już wie, dlaczego kupiła dane dzieło. Otóż kiedy je kupowała, nie miała pojęcia, że jest w ciąży! Sama kupiłam dawno temu obraz Aleksandry Cieślak. Bardzo mi się podobał, gdyż w kompozycji miał napis Home. Nie miałam jeszcze wtedy mieszkania, a marzenie o własnym lokum wydawało mi się odległe. Powiedziałam sobie, że jeśli kupię ten obraz, uda się z mieszkaniem. I się udało. Tamtego mieszkania już nie ma, ale obraz został w kolekcji i będzie ze mną zawsze, mimo że kolekcjonuję fotografie.

Z jakimi stereotypami dotyczącymi sztuki spotyka się Pani najczęściej?

Stereotypów jest wiele, ale najbardziej typowe dotyczą ceny. Większość z nas myśli, że sztuka musi być droga. A ona, jak każdy produkt, dostępna jest w różnych cenach. Obraz może kosztować od 600 do 4,5 miliona zł, jeśli bierzemy pod uwagę rynek polski. Często powtarzane jest zaklęcie: na sztuce się nie znam. Ludziom wydaje się, że o sztuce trzeba rozmawiać językiem wysokich kompetencji zawodowych, kiedy tak naprawdę lepiej porozumiewać się językiem emocji. Często słyszę pytanie: czy nie uważa pani, że ten kolor jest nazbyt zobowiązujący? W tym kontekście wskazywane są różne kolory i ciągle nie odkryłam, do czego mają zobowiązywać. Spotkałam się też z sytuacją zaskakującą. Przystojny, świetnie ubrany facet, lekko po pięćdziesiątce, długo patrzył na doskonałą, czerwoną abstrakcję jednego z młodych twórców, po czym zadał pytanie: czy nie sądzi pani, że w moim wieku nie wypada kupować czerwonego obrazu?

Dlaczego więc sztuka postrzegana jest jako coś elitarnego, a kontakt z nią nas tak „blokuje”?

To pytanie o historię obcowania ze sztuką w Polsce. Na przestrzeni wieków nie udało nam się wykształcić klasy średniej. Na przełomie XVI i XVII wieku szeregiem ustaw osłabiliśmy mieszczaństwo, które nie mogło bogacić się na zakupie płodów rolnych od polskiej szlachty, piastować urzędów i nabywać ziemi. Tym samym nie powstały w Polsce silne miasta z wykształconą mieszczańską elitą. W okresie zaborów nie mieliśmy własnych uczelni wyższych, a to one są podstawą tworzenia się inteligencji. Klasa średnia zaczęła wykształcać się w dwudziestoleciu międzywojennym, ale ono trwało zbyt krótko. II wojna światowa zabrała nie tylko przedstawicieli rdzennie polskiej inteligencji (bo to oni, jako najlepiej wykształceni i przedsiębiorczy garnęli się do wojska i konspiracji), ale też unicestwiła Polskę wielokulturową z jej inteligencją żydowską, rosyjską i niemiecką, która współtworzyła kulturalną i biznesową elitę naszego kraju. W ustroju komunistycznym posiadanie dzieł sztuki było stygmatem przynależności do niewłaściwej grupy klasowej – wrogiej PZPR „klasy panów”. Dzieła sztuki, które przetrwały wojnę, Powstanie Warszawskie, masowe grabieże niemieckich wrogów i rosyjskich sprzymierzeńców oraz celowe niszczenie w okresie powojennym, zostały zamknięte w muzeach. I to bez względu na ich faktyczną rangę, wartość artystyczną i historyczną – od srebrnej łyżeczki po prababci, po malarstwo Matejki. Kilka dekad takiego podejścia do dzieł sztuki wykluczyło myślenie o ich obecności w przestrzeni domowej. Narosły stereotypy, które mówią o tym, że sztuka jest w muzeum, a skoro jest w muzeum, to na pewno jest droga. Poza tym spełnia tam ważną funkcję – ma służyć krzewieniu patriotyzmu, podtrzymywać pamięć historyczną i generalnie być „ku pokrzepieniu serc”. A młode pokolenie, jak każde młode pokolenie od kilku dekad, uważa, że muzea są nudne. Dopiero teraz to się zmienia, bo zmieniają się też muzea.

Jaka jest rola marchandów i galerii w tym, aby mierzyć się ze stereotypami dotyczącymi sztuki?

Bardzo ważna. Musimy mieć czas, aby rozmawiać z naszymi klientami, ale nie należy też zapominać, że każdy z nas istnieje w jednym egzemplarzu i prowadzi biznes. Naszą naczelną rolą jest sprzedawanie dzieł sztuki oraz budowanie karier reprezentowanych przez nas artystów. Nie wykonamy pracy za państwo, bo do niego należy misja edukowania społeczeństwa, propagowania odpowiednich postaw i budowania zaangażowania wokół sztuki. Potrzebna jest przychylność i otwartość, aby promować każdy rodzaj sztuki i pozwalać ludziom samodzielnie jej doświadczać. Sztuka jest dyscypliną wolną, a jej rolą nie jest tylko ozdabianie wnętrz czy wspieranie patriotycznych odruchów. Taka, która nas wzbogaca estetycznie jest bardzo potrzebna, ale równie potrzebna jest ta, która porusza intelektualnie. Z niepokojem obserwuję w ostatnim czasie osłabienie roli ekspertów. Często, szczególnie w mediach społecznościowych, spotykam się z negatywnymi ocenami, które nie dotyczą tego, co mówię, ale tego, że w ogóle się wypowiadam. Moi oponenci stawiają tezę, że eksperci, krytycy, kuratorzy nie powinni zabierać głosu, bo szeroko pojęte społeczeństwo wie lepiej, co ma mu się podobać. Jako przykład wrzucają do sieci prace plastyczne silnie zbliżone w wyrazie do skrzyżowania dziecięcych kolorowanek z pornografią.

Co, oprócz przeżyć estetycznych, możemy czerpać z kolekcjonowania sztuki?

Kolekcjonowanie sztuki to – jak każde hobby – długa i ciekawa podróż intelektualna, która może zmienić nasz sposób patrzenia na życie. Dzięki temu zyskujemy ciekawy temat do rozmów z życiowym partnerem, ale też w biznesie. Inaczej planujemy urlopy i podróże służbowe – tak, by uwzględnić możliwość zobaczenia ciekawej wystawy czy kolekcji muzealnej. Czytamy określone książki i inaczej kształtujemy swoje otoczenie. Stajemy się ekspertami w dziedzinie naszego kolekcjonerstwa i poznajemy osoby podobne sobie. Bycie kolekcjonerem to styl życia. Jeśli coś się robi z prawdziwej pasji, to przenika ona każdy aspekt naszego bycia. A później zyskujemy jeszcze świetne zabezpieczenie emerytalne.

Czym powinniśmy się kierować podczas wyboru obrazów, fotografii czy rzeźb do naszych wnętrz, jeśli nie mamy pojęcia o inwestowaniu?

Zakup z powodów inwestycyjnych planuje się w oparciu o szacowany zwrot z inwestycji w perspektywie czasowej. Trudno to połączyć z aranżacją wnętrza. Jednak w obu przypadkach warto zwrócić się o pomoc do eksperta, który nie będzie narzucał swojej wizji, ale pomoże doprecyzować faktyczne potrzeby klienta, nawet jeśli on sobie ich nie uświadamia. Obraz czy rzeźba przede wszystkim mają się nam podobać i do nas pasować. Lansuję teorię, że dobra sztuka broni się sama i pasuje do każdego wnętrza. Łączenie supernowoczesnego malarstwa z wnętrzami w stylu klasyczno dworkowym jest teraz bardzo modne. Dodanie do minimalistycznego wnętrza obrazu historycznego również może być ciekawym zabiegiem aranżacyjnym. Żyjemy w czasach, w których wszystko wolno, najważniejsze jest, aby malarstwo, które wybieramy, było w zgodzie z nami i naszymi preferencjami estetycznymi.

Czy aspekt inwestycyjny jest ważny podczas wyboru dzieł sztuki przez Polaków?

Rośnie liczba Polaków inwestujących w sztukę. Cieszy też to, że coraz więcej osób kupujących dzieła zaczyna zwracać uwagę na ich walory inwestycyjne. Mając do wyboru prace artysty, który inwestycyjnie nie jest obiecujący, decydują się na twórczość osoby, która odpowiednio kształtuje swoją karierę, jest reprezentowana przez galerię i której prace będą rosły w cenę. Zadziwia mnie natomiast fakt, że często w sztukę inwestują osoby niemające zielonego pojęcia o rynku sztuki. Namówione przez pseudomarchandów lub pseudodomy aukcyjne, przeznaczają ogromne kwoty, a potem je tracą i rozżalone opowiadają, że na inwestowaniu na rynku sztuki można tylko stracić. Kolejna rzecz, która dziwi, to fakt, że optymistyczni inwestorzy nie starają się zweryfikować wiarygodności firm, do których się zgłaszają. Takie sytuacje zupełnie niesłusznie wystawiają złą opinię rynkowi sztuki, na którym warto inwestować, i można to robić z powodzeniem.

Jak zatem zacząć i o czym należy wiedzieć?

Trzeba pamiętać, że jak w przypadku wielu inwestycji alternatywnych, rynek sztuki oferuje inwestycje długoterminowe, a ich czas zależy od tego, jakie dzieła kupujemy. Jak na każdym rynku obowiązują pewne zasady, a te najlepiej znają doświadczeni marchandzi. To tak jak z inwestowaniem w akcje – aby to robić, idziemy do domu maklerskiego. Polecam inwestowanie w dzieła sztuki, bo ta forma inwestycji nie jest powiązana z rynkiem finansowym, nie dotyczą jej więc jego kryzysy. Sztuka to jedna z alternatyw wartych rozważenia. Jednak znać się na sztuce, a znać się na rynku sztuki, to dwie różne rzeczy. Przy inwestycjach wrażliwość estetyczna nie jest pomocna. Potrzebna jest wiedza innego rodzaju, dlatego polecam współpracę z fachowcami.

Dziękuję za rozmowę




Autor: Anna Lewczuk