INWESTYCJE
Zabytkowe auta w cenie
Fot. RM Auctions
Kolekcjonowanie zabytkowych aut to dla jednych kosztowna pasja, dla innych doskonała lokata kapitału. Za unikatowe modele pasjonaci płacą miliony.
Ukryte w garażach lub stodołach pod stertą siana. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak kupa zardzewiałego złomu. Tylko oko znawcy rozpozna, że bezkształtna masa żelastwa to tak naprawdę prawdziwe cacko, na przykład francuskiej marki Delage.
Ale, aby móc spojrzeć na to w taki sposób, potrzeba naprawdę dużej wyobraźni i tego czegoś, co trudno określić, a powoduje, że człowiek zapomina o całym bożym świecie. I oczywiście potrzeba pieniędzy. Bo kolekcjonowanie zabytkowych samochodów to bardzo kosztowny sposób spędzania wolnego czasu.
Bezcenne miliony
3,5 mln euro trzeba było zapłacić za zachowane wręcz w idealnym stanie Bugatti Atalante 57S z roku 1937 – jedno z siedemnastu wyprodukowanych w fabryce w Molsheim, a wystawione kilka lat temu na aukcji w Paryżu. A ile może kosztować odnaleziony kilka lat temu w Polsce Protos G2 z roku 1913, jedyny ocalały egzemplarz tego modelu i jeden z czterech zaledwie samochodów tej marki na świecie, które przetrwały do naszych czasów? Chłodny w kalkulacjach rynek wycenia Mercedesa Posen z 1912 r. na minimum 2,5 mln zł, ale tak naprawdę wartości tego auta nie można oszacować. Nie dość, że to jedyny taki samochód na naszym globie, to na dodatek „na chodzie” i – co tu dużo ukrywać – emocje, jakie wzbudza, są warte każdych pieniędzy.
Kilkuletnie dopieszczanie
Ale pasjonaci-dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Bardziej interesują ich kwestie, gdzie znaleźć jeszcze jeden zabytkowy samochód lub gdzie zdobyć części do już posiadanego. Bo przecież kolekcjonowanie i renowacja zabytkowych aut wymaga cierpliwości i czasu.
— Odrestaurowanie auta trwa średnio kilka lat. Mimo że Mercedes jako jedyna firma na świecie oferuje sprzedaż oryginalnych części zamiennych do swoich zabytkowych modeli — wyjaśnia Czesław Morisson, wiceprezes Klubu Zabytkowych Mercedesów.
Polscy kolekcjonerzy aut spod znaku trójramiennej gwiazdy posiadają takie „kwiatki”, jak Posen HP12 z 1912 r., Mercedes W15 170 z 1933 r., 540 K z 1937 r., W136 170 V Cabrio A z 1936 r. – tzw. „Adenauery”, pontony z lat 50., W112 Cabrio i „Pagody” z lat 60. XX w.
Szukajcie, a znajdziecie
W Polsce bardzo trudno jest znaleźć zabytkowe auto. Większość została po prostu sprzedana kolekcjonerom z Europy Zachodniej, jeszcze w czasach poprzedniego ustroju. Dlatego polscy pasjonaci swoich łupów wypatrują przede wszystkim za granicą. Największy wybór mają w Stanach Zjednoczonych.
— Polski rynek aut zabytkowych, w porównaniu do tego na Zachodzie, jest mały — ocenia Maciej Rzepecki, kolekcjoner, zawodowo zajmujący się przywracaniem świetności oldtimerom. Jego firma specjalizuje się w renowacji aut brytyjskich i ma autoryzację na markę Jaguar.
— Na świecie są wyspecjalizowane firmy, zajmujące się wyszukiwaniem starych aut. U nas to wszystko jest jeszcze w powijakach — dodaje.
Jego przygoda z oldtimerami zaczęła się w latach 70. XX w. Młody Rzepecki odkupił od ambasady brytyjskiej samochód marki MG.
— To był wrak, doprowadzenie go do stanu świetności zajęło mi kilka lat. I kiedy już mi się udało i pojechałem nim na otwarcie Trasy Łazienkowskiej, mój samochód poległ bohaterską śmiercią, uczestnicząc w karambolu. Ten wypadek jednak w ogóle mnie nie zniechęcił — śmieje się właściciel firmy „Rzepecki Auto”.
Słodkie ukąszenie
Znajduje ofiarę i hipnotyzuje ją swoim wyglądem. Napotkana zdobycz przybiera postawę pełną zachwytu. Wciąga brzuch, prostuje ramiona, wysuwa głowę do przodu, aby lepiej dojrzeć szczegóły. Wówczas następuje ukąszenie. U bezwolnej ofiary błyskawicznie następuje wzrost stężenia endorfin i pojawia się niemożliwa wręcz do opanowania chęć posiadania... Cobry. Ta motoryzacyjna legenda, wyprodukowana po raz pierwszy w latach 60. ubiegłego wieku, do tej pory znajduje nabywców. Jej doskonałą replikę produkuje usytuowana w Mielcu firma Kirkham Motorsports.
— Zaczęło się banalnie. Inwestor przyjechał do Polski z zamiarem kupna samolotu, a skończyło się na tym, że zaczął produkować replikę sportowego auta — wspomina Grzegorz Pawlik, dyrektor finansowy mieleckiej fabryki.
To był czas, kiedy swój żywot zakończył poprzedni system, a nowy na dobre się jeszcze nie narodził. Zanim ruszyła produkcja auta, David Kirkham chciał sprawdzić, czy pracownicy podołają zadaniu. Pokazał im mały model samochodu i wrócił po kilku miesiącach, aby zobaczyć, jak załoga wywiązała się z zadania.
— Pracownicy nie wpuścili go do hali. Powiedzieli, że pokażą mu auto, kiedy będzie gotowe. Inwestor musiał czekać, ale kiedy zobaczył samochód, był zachwycony i natychmiast rozpoczęto produkcję — wyjaśnia Pawlik.
Luksusowa lokata
W mieleckiej fabryce dwa modele Cobry, „mała” i „duża”, wykonywane są odręcznie. Materiałem konstrukcyjnym jest aluminium. Auto bez problemu może być dostosowane do indywidualnych oczekiwań odbiorcy. Klientami firmy są głównie wybredni kolekcjonerzy i miłośnicy zabytkowych oraz luksusowych samochodów, głównie ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej. Polska replika jest tam bardzo wysoko oceniania, traktowana nie tylko jako dobra lokata kapitału, ale również auto, które z powodzeniem uzupełnia kolekcję zabytkowych samochodów. Miłośnicy aut cenią Cobrę przede wszystkim za jakość.
— Kilku właścicieli oryginalnych aut sprzedało je, aby kupić replikę z naszej fabryki — uśmiecha się Grzegorz Pawlik.
Niestety, w Polsce kupić Cobry nie można. Potencjalny nabywca musi udać się do najbliższego dealera, czyli do Niemiec lub Anglii. Być może dlategona zakup tego pięknego samochodu zdecydowały się tylko dwie osoby z naszego kraju.
Autor: Wojciech Buszko