INWESTYCJE
Szlachecki dworek w Sikorzynie
Fot. Tomasz Markowski
Zabytkowy dworek w Sikorzynie był niegdyś posiadłością rodu Wybickich. Dziś, dzięki staraniom nowego właściciela, zachwyca na nowo.
Urokliwą wiejską drogą podążał powóz z młodym szlachcicem o nazwisku Wybicki. Wieki minęły, kiedy tą samą ścieżyną jechał samochód wysokiej klasy, a w nim mężczyzna zafascynowany podupadającą, pokrytą mchem rezydencją, której pamięć głębsza jest od studni.
Po paru tygodniach ten sam człowiek poruszał się już starym wartburgiem, na spotkanie smutnych, acz dumnych, szczątek dworu ukrytego w sercu Kaszub.
W Sikorzynie, gdzie sielski spokój przeplata się z realizmem ludzkich losów, stoi piękny dwór. Dawna posiadłość rodu Wybickich po wiekach znalazła bezpieczne schronienie pod opieką pana Leszka. Obecny właściciel przez lata poszukiwał swojego miejsca, tak jak dworek przez wieki popadał w tarapaty, spowodowane nieudolnością kolejnych właścicieli. Magiczna siła, może los, sprawiły, że konserwator zabytków z Gdańska trafił na ogłoszenie o sprzedaży dworu. Zakupił majątek i poświęcił się mu bez reszty. Miłość do tego miejsca, którego początki datuje się na XII w., widać od razu po przyjeździe. W uśmiechach opiekunów dworu, w nieskrępowanej gościnnej atmosferze, w kocie beztrosko buszującym po ganku i kuchni.
Kalejdoskop zmian
Zmiany architektoniczne dworu idą w parze ze zmianami historycznych właścicieli.
W miejscu średniowiecznego dworu Sikorskich, potomków pomorskiego księcia Mestwina, powstała nowa bryła stworzona przez kolejnych gospodarzy. Dzisiejszy właściciel z nutą tajemniczości w głosie opowiada, jak odkrywał elementy gotyckich ruin. Wybiccy swoją koncepcję budynku ziścili w XVIII w., obierając to miejsce na siedzibę swego rodu. Dwór, który podziwiamy dziś, to wynik zmian z XIX w., kiedy dobudowane zostało ceglane skrzydło domu. Majątek miał wielu właścicieli, w osobach pruskich, a po roku 1921 polskich dzierżawców. W budynku mieścił się sklep spożywczy, szkoła. Niszczał nawet wtedy, gdy posiadłość kupiło Stowarzyszenie Kaszubsko-Pomorskie. Światło nadziei pojawiło się dla niego dopiero w 1998 r.
Cudowna wizja
Nie byłem w stanie odjechać w spokoju, jak tu przyjechałem. Echo słów pana Leszka wciąż rozbrzmiewa w mojej głowie. Decyzja o kupnie dworu z ogrodem nie była łatwa. Rodziło się mnóstwo wątpliwości, czy możliwe jest podołanie tak pracochłonnej inwestycji.
Jednak coś ciągnęło w to jedyne miejsce, człowieka będącego „lekarzem” dzieł bezcennych w skali całej Europy. W podjęciu decyzji ostatecznie pomógł niebywały około 300-letni dąb, stojący dumnie przed wejściem niczym strażnik skarbu. W 1998 r. cały majątek Wybickich, jaki jeszcze pozostał po latach grabieży, nabył pan Leszek. Nowy zarządca dworu widział coś, czego nie widzieli inni. Miał wizję cudownego, kojącego duszę miejsca, które wtedy doszczętnie zrujnowane, mogłoby żyć na nowo podarowanym życiem.
— Dla niezłego konserwatora zabytków, nigdy nie jest za późno — mówi właściciel i planuje prace, jakie jeszcze chce wykonać.
Czytanie z ruin
Stan początkowy był zastraszający. Zrujnowane wnętrze, dziury w dachu, kominy zapadnięte do wewnątrz, powybijane okna. Dwór w niepamięci po cichu umierał. Pan Leszek zaczął od zgliszcz. Ponieważ nie posiadał żadnych zdjęć czy też rycin budowli sprzed lat, „czytał” dwór jak książkę, po śladach okien, które zostały zamurowane, konstrukcji więźby dachowej. Patrząc okiem specjalisty, przywrócił dawny wygląd dachu wraz z lukarnami. Z lat świetności rezydencji zachowały się oryginalne podłogi w bawialni, sieni, pokoju stołowym oraz sypialni damskiej, a także nadal czynne piece kaflowe. Wystrój domu to w większości meble i detale z XIX w., które właściciel dostał, zakupił, a także odziedziczył po swoich przodkach. Ściany sieni i pracowni dworku ozdobione są grafikami prof. Cezarego Paszkowskiego i malarstwem Malwiny Dworkowskiej. W maleńkiej, mającej już stałych bywalców, herbaciarni wisi cudny detal – metalowy dzwonek z koniem na szczycie – dzieło kowalskiej sztuki. Na pianinie i sekretarzyku stoją zdjęcia członków rodziny pana domu, a w męskiej sypialni wiszą dumnie dwie skrzyżowane szpady. Prawdziwą ostoją historii jest kufer z ok. 1680 r.
O rzeczach wielkich
Rozmowę zaczynamy w obszernej kuchni, gdzie domownicy oraz bywalcy dworu jadają posiłki. Nad stołem wisi piękny XIX-wieczny żyrandol, imitujący rozbudowaną lampę naftową. Po jakimś czasie przechodzimy na taras, gdzie słońce walczy o pierwszeństwo z pnączem na pergoli. Gospodarz snuje opowieść o wielkich rzeczach, jakich dokonał w małym Sikorzynie. Odkrył średniowieczne mury dworu, ratował przed unicestwieniem aleję lipową. Osobiście zadbał o wszelkie, nawet najdrobniejsze szczegóły, takie jak lambrekiny u okien czy też „liście lipy”, czyli ozdobne zawiasy. Wszystko po to, aby dwór znów stał się domem dla każdego przybysza, podług starego przysłowia „Gość w dom, Bóg w dom”. Nie tylko dzięki gospodarzowi, cały majątek przyjmuje dzisiejsze formy, dbają o niego także dobre duchy dworu, Ania, Malwina i pan Eugeniusz – złota rączka. Panie oprowadzają gości, opowiadając o ciekawej, a często smutnej historii dworu. Opiekują się również przybyszami pozostającymi na nocleg.
— Odpoczywamy w tym miejscu — przyznaje pani Ania.
Bez ludzi umiera
Kiedy w 2008 r. pan Leszek ostatecznie uległ namowom i otworzył dwór, zapraszając wszystkich pragnących poznać to miejsce, majątek Wybickich stał się niepisanym centrum kulturalnym Kaszub. Chociaż nie ma tu wielkich wystaw muzealnych i paneli dyskusyjnych, piękno natury i czar tego miejsca przyciągają ludzi. Są oni gotowi przyjechać z daleka, aby zażyć spokoju i poczuć ducha historii. Przecież miejsce to obrali na gniazdo Wybiccy, których syn Józef jest twórcą Hymnu Państwowego. Ten sielski przyczółek zbiera wokół siebie także młodych. Zawsze w maju młodzież pokonuje trasę z Będomina do Sikorzyna, zmagając się z przeszkodami, zagadkami i konkursami. Zwane jest to Majówką z Generałem Józefem Wybickim. Meta w Sikorzynie jest jednocześnie początkiem imprezy, podczas której można odebrać puchar, zagrać w krykieta, a także poznać historię dworu, jego mieszkańców i zachwycić się parkiem.
Zielone skarby
Nieduży, ale urokliwy i przytulny dworski park przywodzi na myśl Świątynię Dumania, gdzie skrywała się Telimena, bohaterka „Pana Tadeusza”. Na jego skraju znajduje się ambona widokowa, z której przy odrobinie szczęścia można obserwować prywatne życie gniazdowników bądź przelatujące żurawie. Pan Leszek walczył o życie parku przez długi czas, krok po kroku odkrywając urodę tego miejsca. Teraz, kiedy majątek żyje, zielona przystań uspokaja i wycisza. Przechodząc przez park, nie sposób nie zauważyć tajemniczej bramy, za którą ukrywa się prawdziwy labirynt, autorstwa pana Leszka. Historia powstania tego zielonego unikatu jest długa i naznaczona trudem, za to efekt całkowicie zniewala. Otóż gospodarz, podczas grodzenia posiadłości, przypomniał sobie, że posiada niewielki fragment ziemi przytulony do parku. Urzeczony labiryntami, jakie widział zagranicą, postanowił stworzyć taki w swoim majątku. Wyznaczył teren, „nabył materiał” i wykreował magiczne miejsce. Dzięki nasadzeniu gatunków roślin, takich jak tuja, irga czy dereń, które kwitną i zielenieją o różnych porach roku, labirynt czuwa bez zimowej przerwy. Żadna aura nie jest w stanie go uśpić.
Dzieło nieskończone
Ulubione miejsce gospodarza to przeszklony ganek. Naświetlony, przestrzenny jest łącznikiem domu z naturą, krótkim momentem kontemplacji, metaforą przejścia ku wolności. Pan domu to człowiek z pasją oraz rzadko spotykaną wielką miłością do zabytku. Narodziła się ona już w liceum, a jej owocem jest ciągły głód udoskonalania dworu. Niestety, wciąż potrzebne są nowe nakłady pieniężne, a zdobycie dotacji od państwa często graniczy z cudem. — To nie jest dzieło skończone — podkreśla z uporem gospodarz.
Wiele rzeczy należy dodać, upiększyć, nadać im smaku i powabu. Majątek jest subtelnym kolażem zadumy, wytworności, a także determinacji i pasji.
Autor: Kinga Poczobutt