INWESTYCJE
Jak inwestować w sztukę?
Fot. Sothebys
Sztuka to jedna z niewielu dziedzin inwestycji, gdzie zysk można połączyć z przyjemnością posiadania pięknych przedmiotów. Najważniejsze, aby to co kupujemy nam się podobało.
Złota bańka inwestycyjna może pęknąć w każdej chwili. Na rynku akcji coraz wyraźniej widać cień niedźwiedzia – symbol bessy. Obligacje? Jaka piękna katastrofa – odparłby Grek Zorba. A może warto w tych niepewnych czasach zainteresować się sztuką?
Nie, nie namawiamy do rezygnacji z funkcji prezesa, dołączenia do grona oburzonych, zakupu sztalug z zestawem pędzli i zamienienia rezydencji w malowniczą, acz nieogrzewaną mansaradę. Kryzys jest idealnym okresem na poszukiwanie niestandardowych form inwestycji, a jedną z nich jest właśnie inwestowanie w sztukę. Zwłaszcza że polski rynek uznawany jest przez specjalistów za niedoszacowany i z dużymi perspektywami na przyszłość.
Rekord Siemiradzkiego
Inwestowanie można zacząć od zakupu dzieł wybitnych artystów, bo to one z każdym rokiem nabierają wartości. Inna opcja, nieco bardziej ryzykowna, to inwestycja w młode, znane bardziej lub mniej, ale obiecujące nazwiska.
— Dzieła klasyków od lat nie tracą ani na wartości, ani na popularności. Należą do nich np. prace artystów związanych z école de Paris czy Monachijczyków, które mają też swoją konkretną wartość historyczną. Znacznie bardziej ryzykowne są wytwory sztuki współczesnej. Ich ceny w długim okresie znacznie trudniej jest przewidzieć. Prace artystów młodych traktuje się raczej jako unikatową dekorację niż dobrą lokatę kapitału. Znajdują one jednak szerokie grono amatorów, choćby ze względu na przystępność cen — wyjaśnia Artur Newecki, specjalista ds. PR Noble Bank.
Kolekcjonerzy i inwestorzy szczególnie intensywnie poszukują prac m.in. Jerzego Nowosielskiego, Jana Tarasina, Stefana Gierowskiego, Jacka Sempolińskiego i Wilhelma Sasnala. Obraz tego ostatniego malarza „Palące dziewczyny” osiągnął w 2008 r. cenę pół miliona dolarów, ale w ubiegłym roku w Christie's w Londynie, jednym z najbardziej prestiżowych domów aukcyjnych na świecie, tryptyk Romana Opałki sprzedany został już za 900 tys. funtów. Rekord jednak pobił „Taniec z szablami” Henryka Siemiradzkiego, który w tym roku w nowojorskim domu aukcyjnym Sotheby's „poszedł” za 2 mln dolarów.
— Sztuka to jedna z niewielu dziedzin inwestycji, gdzie zysk można połączyć z przyjemnością posiadania pięknych przedmiotów. Najważniejsza zasada mówi, że to co kupujemy, powinno się nam podobać. Drugim kryterium jest poziom akceptacji ryzyka inwestycyjnego, a trzecim – ilość pieniędzy jakie chcemy przeznaczyć na zakup. Jeśli zależy nam na inwestycji stabilnej i podobają nam się dzieła dawnych mistrzów, warto wybrać prace artystów już uznanych. Dobre dzieło kupione po rynkowej cenie nie powinno stracić na wartości — wyjaśnia Adam Chełstowski, dyrektor sieci galerii Desa Unicum. — Jeśli lubimy bardziej nowoczesne płótna, a do tego dreszczyk emocji, można się zastanowić nad zakupem prac współczesnych, a nawet młodych twórców. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że zysk z takiej inwestycji jest mniej pewny, ale też procentowo może być zdecydowanie wyższy.
Bank ze sztuką
Prace artystów możemy wyszukiwać na własną rękę w prestiżowych galeriach lub uczestnicząc w aukcjach organizowanych przez domy aukcyjne. Coraz popularniejsze staje się jednak korzystanie z usług Art Banking. Jakie są zalety takiego rozwiązania? Inwestor może liczyć na kompleksową obsługę. Począwszy od znalezienia atrakcyjnego dzieła, poprzez pomoc w jego zakupie, ubezpieczeniu, aż po bezpieczny transport we wskazane miejsce.
— Art Banking zapewnia przede wszystkim oszczędność czasu i bezpieczeństwo transakcji. Dzięki takiej usłudze, klient może zlecić poszukiwanie konkretnego obiektu, dostarczenie informacji z rynku czy reprezentowanie go podczas aukcji. Bardzo często osoby korzystające z Art Bankingu wcześniej nie miały do czynienia z rynkiem sztuki i potrzebują kogoś w rodzaju przewodnika — wyjaśnia Artur Newecki.
Innym sposobem inwestowania w sztukę jest inwestowanie w zakup np. akcji firmy specjalizującej się w tego typu inwestycjach.
Wskazany rozsądek
Lokowanie funduszy w sztukę jest inwestycją długoterminową. Kupujący nastawiony na szybkie i spektakularne zyski może bardzo się rozczarować, a wszelkie obietnice łatwych pieniędzy, od razu należy włożyć między bajki. Jak przy każdej innej inwestycji, przy podejmowaniu decyzji trzeba zachować zdrowy rozsądek
— Z całą pewnością warto część środków przeznaczyć na inwestowanie w dzieła sztuki, ale szacowanie stopy zwrotu z inwestycji jest niezmiernie trudne. Jest ona zależna od wielu czynników w czasie, m.in. trafności wyboru w momencie dokonania zakupu obiektu w odniesieniu do sytuacji gospodarczej oraz mody na takie przedmioty w czasie sprzedaży — tłumaczy Adam Chełstowski. — Myśląc o zakupie dzieł pod kątem inwestycji, najlepiej więc korzystać z rad specjalistów, którzy znają rynek i wiedzą, jakie obiekty mają szansę w ciągu najbliższych lat zyskać na wartości.
Decydując się na inwestowanie w sztukę, trzeba pomyśleć o dywersyfikacji portfela. Jeśli dysponujemy większą kwotą, najlepiej jest kupić prace wybitne i drogie uznanych artystów oraz kilka współczesnych, a nawet sztuki najnowszej. Rozwiązanie to pozwoli nam zminimalizować ryzyko inwestycyjne. Analizując ewentualne przyszłe zyski, nie można też zapomnieć o dodatkowych wydatkach, związanych z zakupem i przechowywaniem dzieł. Są to koszty manipulacyjne, dochodzące nawet do 20% wartości zakupu, związane z ochroną, konserwacją czy ubezpieczeniem.
Widmo falsyfikatu
Kupując rzeźbę czy obraz, trzeba również sprawdzić ich stan prawny oraz autentyczność. O ile w pierwszym przypadku mamy prawie stuprocentową pewność, że status zakupionego przez nas dzieła jest uregulowany, to w niektórych przypadkach trudno jest kategorycznie stwierdzić, czy dany obraz jest oryginalny, czy też mamy do czynienia z falsyfikatem. Na rynku sztuki krąży mnóstwo „kantorów” czy „cybisów”. Osobie, która dopiero zaczyna swoją przygodę ze sztuką, trudno będzie ocenić ich autentyczność. Podróbek swoich prac zawzięcie szukali, a później je demaskowali m.in. Stasys Eidrigevičius czy Franciszek Starowieyski, nie tylko malarz i twórca plakatów, ale też znawca i kolekcjoner sztuki. Obaj artyści nie wahali się też wytaczać nieuczciwym sprzedawcom procesy. A co my możemy zrobić, aby ustrzec się wydania kilkudziesięciu tysięcy złotych na ramy do obrazu? Po pierwsze, uczestniczyć wyłącznie w aukcjach organizowanych przez renomowane domy aukcyjne. Po drugie, decydując się na zakup konkretnego dzieła, zlecić jego niezależną ekspertyzę oraz zachować rachunek ze szczegółowymi informacjami na temat autora, pochodzenia oraz wartości obrazu. A po trzecie, jeśli sztuki nie lubimy, to inwestowanie w nią setek tysięcy złotych, aby wpasować się w obowiązujący trend, jest zajęciem bezsensownym. Szkoda czasu i... pieniędzy.
Autor: Wojciech Buszko