OGRODY
Tajemniczy Lurie Garden
Fot. Tomasz Markowski
U stóp strzelistego Wielkiego Stana rozpościera się enklawa zieleni sięgająca brzegów jeziora. Jej północno-zachodnia część, Millenium Park, zazdrośnie ukrywa swój najcenniejszy skarb: tajemniczy, poetycki zakątek. Lurie Garden.
Ucywilizowana łąka, jak nazywają ogród jego twórcy, została jednak szybko odkryta przez mieszkańców Wietrznego Miasta oraz... roje miejskich pszczółek. Pracują na niej zarówno robotnice z dachowej pasieki odległego o pół mili ratusza, jak i prawowite właścicielki okolicznych kwiatów:
— Lurie Garden ma własne ule, ulokowane w jego gospodarczej części. Nasze pszczoły i ich siostry ze wszystkich dzielnic miasta tłumnie odwiedzają ogród. Są kuszone przez pyłek i nektar wielu gatunków roślin, m.in. kalaminty, szałwii i kłosowca — wyjaśnia dyrektorka ogrodu, Jennifer Davit.
Krajobrazowa Tosca
Jednak nie pszczoły, lecz ludzie są bohaterami tej opowieści. Ogród, ukończony w 2004 r. jako wielki, zielony dach nadbudowany nad parkingiem samochodowym, sfinansowała działaczka charytatywna Ann Lurie. Jej pieniądze pomogły zespołowi specjalistów odtworzyć naturalną scenerię w sercu nowoczesnej metropolii. Architekci krajobrazu i ich koordynatorka, Kathryn Gustafson, autorka Ogrodów Wyobraźni we francuskim Terrasson-Lavilledieu oraz fontanny-pomnika księżnej Diany w londyńskim Hyde Parku, namalowali kolorowy pejzaż prerii i dziewiczego lasu. O aranżacyjną spójność zadbał Robert Israel, projektant scenografii i kostiumów dla najsłynniejszych oper na świecie. Dzięki talentom i fantazji autorów, Lurie Garden jest żywym i dynamicznym organizmem, podlegającym ciągłym zmianom, niczym motywy muzyczne najbardziej znanego dzieła Giacomo Pucciniego.
Flora jak libretto
Muzyka krajobrazu łagodnie komponuje się z roślinnym libretto, starannie napisanym przez Pieta Oudolfa, ogrodowego mistrza z Holandii. To on wybrał obsadę botanicznej opery. Wśród dziesiątek tysięcy bylin, krzewów i drzew, reprezentujących ponad 250 gatunków, przeważają rośliny amerykańskie.
— Powstawaniu ogrodu patronowała filozofia „przywrócić naturę miastu”. Zdecydowałem się więc przenieść do niego wiele amerykańskich, dzikich gatunków. Towarzyszą im rośliny uprawiane przez człowieka, które jak tło eksponują naturalną florę. Wydobywają jej spontaniczność i powodują, że staje się ona jeszcze bardziej ekscytująca — przekonuje Piet Oudolf.
Gobelin tkany wierszem
Holender wyjawia, że to poezja inspirowała go w przygotowaniu roślinnej szaty, która okrywa połowę powierzchni pięcioakrowego ogrodu:
— Rośliny są jak piękne strofy, które układam w wiersz. Troszczę się o to, aby poszczególne gatunki potrafiły „współpracować”. Same w sobie nie muszą być najpiękniejsze. Trzeba nadać im jedynie role do odegrania, aby podkreślały wzajemnie swoje osobowości i wzbogacały krajobrazowy design. Staje się on wtedy gobelinem.
Poetyckie skojarzenia nie ograniczają się do doboru gatunków roślin. Tak, jak pragnęli jego twórcy, Lurie Garden stał się metaforą Chicago, świadkiem historii i forpocztą miejskich aspiracji. Przedstawia to kompozycja ogrodu i jego dwie główne strefy, „jasna” i „ciemna”.
W szerokich ramionach
Część „ciemna” jest królestwem drzew i odpoczywających w ich cieniu roślin: amerykańskiego ogórecznika, trojeści, przegorzanu... Nostalgiczny zakątek, w którym światło filtrują wiśnie, robinie oraz dęby, symbolizuje przeszłość – bagnistą i dziką deltę rzeki, niegdyś rozpościerającą się w tym miejscu. Kontrastuje z nim strefa „jasna” – preriowa łąka, często skąpana w słońcu. Kołyszące się na wietrze trzęślice, turzyce i drżączki wróżą miastu pomyślność. Ten zagubiony fort na końcu świata, a później chaotycznie zabudowana miejscowość, zniszczona w ogromnym pożarze – jednej z największych katastrof XIX w., jak feniks ciągle się odradza. Przeobraża się w innowacyjną zieloną metropolię, Urbs in Horto.
Przeciwstawne wnętrza oddziela drewniany deptak, wzniesiony nad delikatną wstążką wody. Otula je gęsty żywopłot, wysoki na niemal pięć metrów. Często musi on chronić ogród przed melomanami, podążającymi do pobliskiego amfiteatru. Muskularny, zielony mur, spleciony z różnych odmian żywotnika, zyskał miano Szerokich Ramion. To również nawiązanie literackie, odwołujące się do wiersza Carla Sanburga sławiącego Chicago: Rzeźniku świata, kowalu, spichlerzu pszeniczny! Plączące torowiska, dzielące towary; burzowe, czerstwe, zawadiackie Miasto o Szerokich Ramionach!
Cztery pory roku
Jednak miejska oaza zieleni wyrasta nie tylko z symbolicznych skojarzeń, a jej fundamentem nie jest jedynie sztuka kształtowania krajobrazu. O obliczu Lurie Garden decyduje ekologia. Nieskażony preparatami chwastobójczymi ani owadobójczymi ogród może nie wydawać się idealny. Spacerowicze natkną się w nim na przebarwione liście i podgryzione łodyżki. „Oszpeconą” w naturalny sposób szatę roślinną kochają pszczoły, motyle, ptaki i drobne zwierzęta.
Ekosystem żyje według zegara przyrody. Na przedwiośniu spragnione słońca kiełki wybijają z gleby, aby wkrótce eksplodować zielenią i przepychem kwiatowych kolorów. Lato rozbrzmiewa muzyką owadów i śpiewem ptaków. Trawy królują jesienią. Wysoka, zawłaszczająca kolumnada roślinności z gracją kołysze się wtedy na wietrze. Zimą przykryje ją śnieżny puch, albo lód zamknie w przezroczystych szkatułkach.
Cudowna metamorfoza
— Ogród zmienia się nieustannie. Wiosna przyozdabia go kwiatami tulipanów, narcyzów i innych roślin cebulowych. Latem kwitną byliny. Trawy osiągają „szczyt wysokości” w miesiącach jesiennych. Pokrywają wtedy część ogrodu oryginalną kolorystyką i teksturą. Wszystkie rośliny pozostają w ogrodzie na zimę, zapewniając faunie schronienie i pożywienie. Kiedy spadnie śnieg, magiczne cienie i kształty utworzą zmrożoną krainę cudów — opisuje Jennifer Davit.
Coroczna metamorfoza Lurie Garden to alegoria Wietrznego Miasta. Jeden z największych na świecie zielonych dachów, przykrywający parkingi i linię podziemnej kolejki, składa hołd metropolii i jej przemianie w nowoczesne „miasto w ogrodzie”. Styl nasadzania roślin i kształtowania zielonego krajobrazu przypomina o odwiecznej tęsknocie za tym, co naturalne. Na skrawku ziemi, w sąsiedztwie drapaczy chmur, przyroda, zgodnie z intencjami projektantów-wizjonerów, wyznacza nowy kanon piękna. Nieregularny, nieszablonowy. Spontaniczny jak mieszkańcy Chicago.
Autor: Karol Usakiewicz, fot. Tomasz Markowski