STYL ŻYCIA

STRONA GŁÓWNA  /  STYL ŻYCIA  /  MÓWIĄ GWIAZDY  /  Zmiany są naszym cieniem str. 1

Zmiany są naszym cieniem

Zmiany są naszym cieniem

Fot. Marcin Polak


Michał Batory to jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich plakacistów, mieszka i tworzy we Francji. Jego prace, pełne poetyckiej emocji z domieszką surrealizmu, zaskakują i zapadają w pamięć. Wiosną 2011 r. prezentowane były w Luwrze, jesienią 2012 r. rozpoczęła się wystawa „Plakaty i obiekty” w Centralnym Muzeum Włókiennnictwa w Łodzi.


Wojciech Buszko: Dobry plakat to...?


Michał Batory: Bałem się tego pytania. Nie ma na nie jednej odpowiedzi. Dobry plakat to taki, który funkcjonuje w sposób niezależny, z łatwym do rozszyfrowania kodem. Powinien otwierać przestrzeń w umysłach ludzi.


Wojciech Eichelberger określił Pana twórczość jako grafikę emocjonalną. Co to znaczy?


Emocje można tworzyć w sposób negatywny, tak jak to robił na przykład Oliviero Toscani dla Benettona, fotografując umierającego na AIDS, aby sprzedać więcej podkoszulek. Nie używam tego rodzaju energii, takie projektowanie nie jest mi potrzebne. Wywołuję emocje w sposób trudniejszy. Moje obrazy są piękne nie dlatego, że są szokujące w dosłowny sposób, tylko dlatego, że są po prostu piękne.


Plakat żyje na ulicy, która dzisiaj jest jednym wielkim bazarem reklam. Czy to osłabia jego siłę?


Oczywiście, reklamy są konkurencją. Ale jeśli robi się coś dobrego, cały ten chłam staje się nieczytelny. Czasami przyglądam się ludziom, oglądającym na przykład pisma modowe. Oni tylko przerzucają w nich kartki, niczego nie czytają. I nagle, kiedy natrafią na poetycki obraz, czasami się zatrzymują...


Czy ma Pan dzieło, które darzy szczególnymi względami?


Wszystkie plakaty mają dla mnie znaczenie, nie mam tego jedynego, ale na wystawie w Łodzi zrobiłem pewne akcenty. Powiększyłem plakat, który bardzo lubię. Jest to pianino zrobione z białych i czarnych palców. Muzyka równie dobrze brzmi od „Białych”, jak i „Czarnych”. Takie połączenie kultury jest niesamowicie ważne.


We Francji osiągnął Pan właściwie wszystko. Co zdecydowało o tym wielkim sukcesie?


Tworzę plakaty od 25 lat. Traktuję swój zawód na serio i lubię ludzi. Daję im moje obrazy, ale bez specjalnego szokowania. Uprawiam nietypowy rodzaj pedagogiki. Nie widząc ich, rozmawiam z nimi... A zazwyczaj dzieje się tak, że jak się z kimś rozmawia, to wszystko się dobrze kończy. Najgorszy jest konflikt bez rozmów, z jakimiś dogmatami.


Czy taką rozmową są również okładki książek Paulo Coehlo?


Z wydawnictwem Drzewo Babel, które wydaje książki Coelho w Polsce, współpracuję od 18 lat. Okładki są miniplakatami. Z tą różnicą, że książkę trzeba zaprojektować ze wszystkich stron. Czytelnicy, którzy biorą ją do ręki, patrzą na okładkę, potem odwracają i czytają, co jest napisane na tylnej stronie. To jest bardzo ważne, aby pomiędzy pierwszą stroną a ostatnią była symbioza.


Do 20 lutego 2013 r. w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi trwa wystawa Pana prac. Czy współczesna Łódź dużo różni się od tej z Pana dzieciństwa?


Zmiany są naszym cieniem, nie można od nich uciec. Kiedy wracam po 20 latach, to dzieci mają już swoje dzieci, a znajomi, którzy mieli po kilkanaście lat, dzisiaj mają lat czterdzieści. Podobnie jest z miastem, które jest żywą przestrzenią. Łódź się zmienia, ale są jeszcze miejsca, które przypominają mi moje dzieciństwo. Tu się urodziłem i spędziłem dwadzieścia osiem lat. Wyjeżdżałem z kraju już jako dorosły człowiek, w stanie wojennym, kiedy wszystko było zrujnowane. Teraz Polska jest zupełnie inna.




Autor: Wojciech Buszko