STYL ŻYCIA

STRONA GŁÓWNA  /  STYL ŻYCIA  /  NOTATKI Z PODRÓŻY  /  Karakałpacja - kraj z wyschniętym morzem str. 1

Karakałpacja - kraj z wyschniętym morzem

Karakałpacja - kraj z wyschniętym morzem


Rdzenni Karakałpacy stanowią jedynie jedną trzecią mieszkańców krainy i twierdzą, że zdecydowanie bliżej jest im do Kazachstanu niż do Uzbekistanu. Niestety, stalinowski podział Azji Środkowej umieścił Karakałpaków od 1936 roku w uzbeckiej SRR, a od 1991 roku żyją oni z Uzbekami w jednym, niepodległym państwie. Jednak nawadniając pola uprawne środkowego Uzbekistanu, pozbawiono Karakałpaków dostępu do „morza”, które najzwyczajniej wyschło. Dlatego dziś pejzaż Karakałpacji stanowi głównie słona pustynia, usiana skarbami przeszłości. 


Na każdym kroku w Karakałpacji widać aktywną propagandę prouzbecką. Oczywiście za uzbekistanizacją Karakałpacji odpowiadają służby ze stolicy Uzbekistanu – Taszkientu. Na lampach i parkanach porozwieszane są tablice, które nakłaniają ludność do owocnej pracy, miłości do ojczyzny i sąsiada. Na jednym plakacie gołąbek pokoju, na drugim wesoła Uzbeczka z wiązką bawełny, na innym wąsaty Uzbek z młotkiem w ręku. Wszystko jak za dawnych lat Złotego Sajuzu! Zresztą czasy Sajuzu są tu wspominane z łezką w oku. Związek Radziecki budował szkoły, drogi, kanały, fabryki, teatry, opery, wprowadził elektryfikację kraju i kanalizację miast. A w Taszkiencie powstało jedyne metro w Azji Centralnej. Za co więc Karakałpacy i Uzbecy mają nienawidzić Sajuz? Na ulicach Karakałpacji jest niezwykle bezpiecznie. Kiedyś zmorą turystów były powszechne haracze wymuszane przy często spotykanych na drogach punktach kontrolnych. Teraz milicja podchodzi do turystów pobłażliwie, opiekuńczo i pomocnie. Osławione łapówki przy bramkach odeszły w zapomnienie.

Polska zagadka

Karakałpacy o Polakach wyrażają się bardzo dobrze, a niektórzy uważają, że Polska z niesamowitą radością współtworzyła Związek Radziecki. Prawie każdy napotkany Karakałpak twierdzi, że albo był w Polsce, albo byli tam jego znajomi. Zapytani o cel wizyty w tak odległym kraju odpowiadają, że robili interesy. Po kilku zdaniach dialogu wiadomo już, że chodzi o handel, jakim w latach 90. trudnili się mieszkańcy byłego Związku Radzieckiego. Dla wielu współczesna Polska jest wielką zagadką, którą powoli odkrywają. Nigdzie nie ma wystarczających informacji o naszym kraju, ale wszystkie przesłanki, jakie docierają do Azji Centralnej, wskazują, że nie jest to ten sam kraj, który widzieli, handlując na bazarach w latach 90. Coraz większa liczba polskich turystów wskazuje na to, że Polakom się dobrze powodzi. To przypuszczenie potwierdzają telewizje satelitarne, pokazujące kraj jako nowoczesny i szybko rozwijający się. 

Początki katastrofy

Aral to słowo pochodzenia tureckiego, oznaczające wyspę. Tak też nazywano drugie największe (po Jeziorze Kaspijskim) jezioro Azji Środkowej, które było swego rodzaju wodną i urodzajną wyspą na morzu piasku. Brzegi jeziora porastały rośliny słonolubne, które były chętnie zjadane przez hodowane przez Uzbeków i Kazachów wielbłądy, kozy i owce. Z kolei słone wody jeziora dostarczały rokrocznie tysięcy ton ryb, które wykorzystywano w kilku przetwórniach zlokalizowanych w sąsiadujących z jeziorem miastach. Jeszcze w 1961 roku Jezioro Aralskie zajmowało powierzchnię ponad 66 tysięcy km², a jego maksymalna głębokość wynosiła 69 metrów. Lustro wody obniżyło się jednak o 16 m, a linia brzegowa cofnęła się miejscami nawet o 150 kilometrów. Tragedia ta rozpoczęła się w latach 60. XX wieku, kiedy planiści radzieccy postanowili zwiększyć produkcję bawełny na terenach Azji Środkowej. Zbudowano wielką sieć kanałów nawadniających, które zasilano wodami dwóch największych rzek Azji Środkowej: Syr Darii oraz Amu Darii. Pola bawełny kwitły i były źródłem ogromnego dochodu nie tylko dla ówczesnej Uzbeckiej SRR, ale i całego Związku Radzieckiego. Od tego momentu właśnie, poziom Jeziora Aralskiego uległ znacznemu obniżeniu. 

Morze, które znikło

Już w latach 60. informowano rządzących, że poziom jeziora obniża się oraz wzrasta jego zasolenie. Ówczesne władze nie przejmowały się jednak konsekwencjami nawadniania pól i zarządziły jeszcze większe pozyskanie wód z dwóch środkowoazjatyckich rzek. Uważano, że nawet jeśli jezioro wyschnie, to dużo więcej ryb można dostarczyć ludziom z mórz otaczających Związek Radziecki. Przez 40 lat jezioro podzieliło się na dwa oddzielne zbiorniki, a całkowita powierzchnia zmniejszyła się o około 2/3 w stosunku do powierzchni z lat 60. Na powierzchni 50 tysięcy kilometrów kwadratowych powstała słona pustynia zwana Aralkum. Ekonomiczne i przyrodnicze funkcje jeziora całkowicie ustały – nie ma ryb, nie ma dochodów z rybołówstwa i przetwórstwa rybnego. Nędza społeczeństwa odczuwalna jest na każdym kroku. Ci, którzy dawniej byli rybakami i „ludźmi wody”, dziś swoje smutki topią w tanim bimbrze i wódce podawanej w pustynnych barach. Na dodatek z nowo powstałej pustyni silne wiatry roznoszą ogromne ilości piasku i soli (ok. 70 mln ton rocznie), co dodatkowo utrudnia życie w okolicy. Słony piasek i drobiny soli dostają się do układu oddechowego, drażniąc gardło i sprzyjając licznym chorobom. Większość zwierząt i roślin charakterystycznych wcześniej dla tego unikalnego ekosystemu albo już wyginęła, albo jest na granicy wymarcia. 

Port‑widmo

Tuż przy dawnym brzegu Jeziora Aralskiego znajduje się jedno z najbardziej wymownych i tragicznych miast Azji Środkowej – Moynak. Jeszcze 40 temu lat był on jednym z największych portów położonych u brzegów Jeziora Aralskiego. Niestety, miasto podupadło w związku z katastrofą ekologiczną. Działał tu wielki zakład przetwórstwa rybnego, główne miejsce pracy w regionie. Ryby dostarczały liczne duże statki rybackie i mnóstwo mniejszych łodzi. Jeszcze w połowie XX wieku w okolicach Moynaku rosły lasy, gdzie spotkać można było mnóstwo zwierząt, a na polach uprawiano bawełnę. Dzisiejszy Moynak to niewielkie miasto położone około 210 kilometrów na północny zachód od Nukusu, stolicy autonomicznej republiki Karakałpakstanu. Jest to smutne, zakurzone miasteczko z wieloma opuszczonymi zakładami produkcyjnymi, pustymi sklepami i domami. Największe wrażenie wywiera opuszczony port i zakład przetwórstwa rybnego. Warto zaznaczyć, że po dziś dzień w herbie Moynaku widnieje skacząca ryba. Centrum miasta stanowi senny bazar, gdzie okoliczna ludność sprzedaje różnego rodzaju produkty, które są znacznie tańsze niż w innych regionach Uzbekistanu. Warto skosztować wspaniałych winogron, arbuzów i melonów. 

Trochę rdzy i sól

Na obrzeżach Moynaku, w dawnej niecce jeziora, zgromadzono kilka przerdzewiałych wraków i trzy tablice pokazujące, jak zmieniał się zakres powierzchni zbiornika aralskiego na przestrzeni lat. Na jednej z tablic można przeczytać, że morze było, a teraz go nie ma, ale nie ma nic o tym, co taki stan rzeczy wywołało. Niestety, ówczesna propaganda radziecka unikała mówienia prawdy o tym, że zniszczeń dokonali planiści, którzy postanowili z Uzbekistanu uczynić pierwszą bawełnianą potęgę świata. Ze wzgórza, gdzie stoją owe tablice, rozciąga się niesamowity widok na nową pustynię, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu była wielkim jeziorem. Na dnie znaleźć można też liczne (w zasadzie już zabytkowe) śmieci, które wyrzucano ze statków oraz kilka porzuconych kutrów rybackich pozostawionych, gdy już nie opłacało się wypływać nimi na połów. Wszędzie można też zebrać biały proszek – sól, która wkrada się do najmniejszych zakamarków.




Autor: Tekst i zdjęcia: dr Radosław Kożuszek, www.podrozebezbiura.pl