STYL ŻYCIA
Kolejcjonowanie sztuki - felieton Agnieszki Gniotek
Z kolekcjonowaniem dzieł sztuki wiążą się liczne stereotypy. To przyczyna, dla której wiele osób zainteresowanych sztuką do możliwości jej zakupu i posiadania podchodzi z dystansem.
Najwięcej błędnych założeń dotyczy finansów. Panuje pogląd, że by kupować dzieła sztuki trzeba być osobą zamożną. Kolejny problem łączy się z wiedzą. Zakładamy, że powinniśmy znać się na sztuce, myląc często wiedzę dotyczącą historii sztuki ze świadomością mechanizmów działania tego rynku. Błędnie utożsamiamy je ze zwyczajną wrażliwością estetyczną, którą posiada każdy z nas. Mało tego, możemy ją stale ćwiczyć i rozwijać. Kolejne obawy dotyczą falsyfikatów, a te faktycznie na rynku sztuki się pojawiają, choć nie tak często, jak mogłoby się wydawać. Nie dotyczą jednak wszystkich kategorii dzieł, bo nie w każdym przypadku opłaca się tworzyć fałszywki.
Potencjalni nabywcy z dystansem podchodzą przede wszystkim do cen dzieł sztuki. Stereotypowym poglądem jest twierdzenie, że dzieło sztuki kosztuje tyle, ile nabywca chce za nie zapłacić. To oznaczałoby, że ceny obrazu czy rzeźby nie da się w żaden racjonalny sposób uzasadnić, a tym samym określić wartości inwestycyjnej dzieł sztuki. Konsekwencją takich poglądów jest opinia, że ceny dzieł sztuki to efekt spekulacji. To nieprawda. Oczywiście także na rynku sztuki panują mody, ale nawet one są w pewnym stopniu przewidywane. Co do reszty czynników, cenę dzieła sztuki daje się dość precyzyjnie określić estymacją, czyli „ująć w widełki”. Zazwyczaj nie są one rozstawione zbyt szeroko.
Na koniec, potencjalni kupujący mają też wiele lęków natury estetycznej. Przede wszystkim obawiają się, że nie mają gustu, że dokonają złego wyboru, który narazi ich na śmieszność w oczach rodziny, znajomych, partnerów biznesowych. Nie wiedzą czy wybrane dzieło sztuki będzie pasowało do ich domu lub biura, w którym chcieliby je wyeksponować. Nie są pewni, jak dobrać ramę i czy jest ona konieczna. Obawiają się, że nie będą potrafili odpowiednio wyeksponować i oświetlić dzieła. Czasami nawet myślą, że dotyk może zniszczyć obraz, więc nie można mieć dzieł sztuki w domu, gdzie są dzieci. Naprawdę warto zapomnieć o tych lękach i obawach. Przede wszystkim pamiętajmy, że niejedna wartościowa kolekcja dzieł sztuki powstała z powodu pustego miejsca nad kanapą w salonie. Bycie kolekcjonerem to późniejszy etap rozwoju naszej pasji. Najpierw należy zacząć interesować się sztuką i jej rynkiem, bywać na wystawach, w galeriach, śledzić aukcje i pytać doradców. Ważniejsza niż duże pieniądze jest odrobina wolnego czasu i chęć zaangażowania się w temat.
Kolekcja to przemyślany zbiór obiektów, które łączy wspólna myśl i emocjonalność kolekcjonera. Musi powstawać według pewnego klucza, określonej zasady. Może nią być kryterium chronologiczne, konkretna szkoła artystyczna czy temat ujęty przez artystę. To nie kilka prac, które nabyliśmy do ozdoby domu, choć mogą być one faktycznie zaczątkiem kolekcji. Tego jednak nie wiemy od razu. Kupujemy, ponieważ mamy potrzebę obcowania z dziełem sztuki, towarzyszy nam poczucie, że we wnętrzu czegoś brakuje, chcemy je ożywić, ocieplić, albo przeciwnie – stonować. Być może zależy nam na zachowaniu jakiejś emocji, albo zestawianiu ulubionych kolorów. Od takich bardzo prostych, ale niezwykle ważnych kwestii zaczyna się przygoda ze sztuką. Czy stać nas na tę przygodę? Odpowiedź na to pytanie wymaga odrębnego tekstu, ale zapewniam, że tak. Twórczość artystów żyjących młodego i średniego pokolenia czy grafika ich autorstwa, może być dostępna w granicach kilkuset lub kilku tysięcy złotych. Rekordy aukcyjne, którymi ekscytują się media, takie jak niedawna sprzedaż obrazu Wojciecha Fangora za ponad 5 milionów złotych, to przykład prac najdroższych, które prezentują wartość muzealną.
Autor: Agnieszka Gniotek